Budowa linii tramwajowej do Fordonu to wciąż jeszcze niepewna inwestycja, chociaż intensywne przygotowania do niej trwają od 2008 roku. Przetarg ma zostać rozpisany w drugiej połowie grudnia, ale patrząc na wartość kontraktu, przekraczającą 300 mln złotych, spodziewać się można zaciętej walki o to zlecenie. Tym bardziej że to już jeden z ostatnich wielkich unijnych projektów, realizowanych do 2015 roku w Bydgoszczy. Dlatego założenie, że uda się podpisać umowę do maja lub czerwca, jest optymistyczne. Trzymam kciuki, by tak się stało, ale spółka „Tramwaj Fordon” już powinna się przygotować na czarny scenariusz z odwołaniami i protestami. Przygotowanie nie tylko tej inwestycji pokazuje, niestety, jak ułomne jest nasze prawo.
<!** reklama>
Niby szuflady zarządu dróg uginają się od opracowanych projektów i koncepcji, jednak, gdy pojawia się możliwość ich realizacji potrzebne są kolejne dokumenty jak aktualny projekt budowlany, raport środowiskowy albo pozwolenia na realizację inwestycji. I co gorsza nie można tych papierów przygotować wcześniej, bo stracą one po kilku latach ważność. Tymczasem każdy taki kwit to często miesiące pracy. Cały proces przygotowania inwestycji niebezpiecznie wydłużył się już do 2-3 lat. Nie wróży to nic dobrego. Dziś część radnych nie kryje oburzenia, że dezaktualizują się projekty co najmniej kilku osiedlowych ulic. Ale zamiast podgryzać przy tej okazji prezydenta, może lepiej mobilizować posłów, którzy stanowią prawo, by projekty sporządzane z takim wysiłkiem nie były ważne raptem 3-4 lata.
