Byłbym nawet skłonny przychylić się do opinii wielu internautów na ten temat, gdyby nie sam fakt zorganizowania w tym mieście parady równości, która z kłopotami, bo kłopotami, ale ulicami Białegostoku przeszła. Oczywiście nazwanie kłopotami chamstwa zagorzałych heteryków, zafascynowanych sadyzmem to nie na miejscu eufemizm, bo to tak, jakby nazwać rzeź Hugenotów przejściowymi niepokojami wieczorową porą. Okazało się jednak, iż nawet na terenach zajętych przez PiS-owskie wojska organizowany jest ruch oporu.
Pomimo tego, a może właśnie dlatego, tamtejsza władza wojewódzka nie ustaję w wysiłkach promowania regionu, który stał się kuźnią rządowych talentów, hasłem… tu Podlasie, nie Bruksela, tu się zboczeń nie popiera. Nie może być inaczej, bo wszystko na tym terenie, co lokuje się odrobinę na lewo od Hitlera, jest antypolską dewiacją i napiętnowaną przez samego prezesa zachodnią modą, której nie powinniśmy ulegać.
Nowy minister oświaty, zastępujący deformującą z miernym skutkiem na uchodźstwie Europę Zalewską, ostrze swojego tępego miecza skierował przeciwko ofiarom, a nie agresorom, postulując zakaz organizacji marszów wolności oraz równości. Nie pierwszy to dowód, iż Piontkowski jest udaną krzyżówką byłej pani minister z popularnym na wschodzie jesiotrem oraz zwycięzcą teleturnieju dla dorosłych „Kamienna twarz”, co wróży mu bezprecedensową karierę u boku premiera Morawieckiego.
Nie trzeba mieć zbyt dużej wyobraźni, by wiedzieć, iż akurat ten nieodrodny syn Podlasia poprowadzi naszą oświatę z bożą pomocą różańca i kija bejsbolowego, które już od dłuższego czasu chadzają w zgodnej patriotycznej parze. Może lepiej w tej sytuacji, jak radził inny minister, poszukać dziecku szkoły za granicą…
A dziś zamiast puenty fragment wiersza K. Przerwy-Tetmajera sprzed ponad 100 lat. „My o jedno tylko modły/Szlemy k niebu z naszej chaty/By nam buty śmierdzieć mogły/Jak śmierdziały przed stu laty!”.
