Łódzka Prokuratura Okręgowa przesłuchała wczoraj w charakterze świadka posłankę Samoobrony Wandę Łyżwińską, żonę głównego bohatera seksafery.
<!** Image 2 align=right alt="Image 62546" sub="Czy sztuka gestykulacji pozwoli posłowi Stanisławowi Łyżwińskiemu wybrnąć z wyjątkowo trudnej sytuacji i przekonać sąd o swojej niewinności? /Fot. mwmedia.pl">Po wyjściu z prokuratury powiedziała dziennikarzom, że zeznawała w dwóch sprawach. Pierwsza z nich dotyczyła sprawy karnej, którą Stanisław Łyżwiński wytoczył Anecie Krawczyk, druga - tzw. seksafery.
Jak powiedziała, w obu tych sprawach dostarczyła prokuraturze kolejne mocne dowody. Jednym z nich jest księga wyjść i wejść do sejmowego hotelu, która przeczy temu, co mówią pokrzywdzone kobiety. Personalia osób, które miałyby wchodzić i wychodzić z hotelu w określonych dniach, nie zgadzają się podobno z zapisami w księdze.
Wanda Łyżwińska przyznała, że prokuratura pytała ją o męża i o kobiety, które zeznawały wcześniej w tej sprawie. Nie było natomiast pytań dotyczących przewodniczącego Samoobrony, Andrzeja Leppera. Posłanka jest przekonana, że w 70 procentach udało się jej przekonać prokuraturę o niewinności męża. Jej zdaniem, zeznania poszkodowanych kobiet są takie same i jest to bardzo dobrze opracowany scenariusz. Nie potrafiła jednak powiedzieć przez kogo.
<!** reklama left>Wraz z posłanką do prokuratury przyjechał adwokat Łyżwińskiego, mecenas Wiesław Żurawski, który chciał być też jej pełnomocnikiem. Prokuratura jednak się na to nie zgodziła.
Mecenas Żurawski powiedział, że będzie wnioskował o przeprowadzenie dowodu związanego ze stanem zdrowia Stanisława Łyżwińskiego. Jak twierdzi, dowód ten ma istotne znacznie dla oceny całego materiału dowodowego. Pytany o szczegóły odpowiedział: - Każdy uraz kręgosłupa może prowadzić do zaburzeń erekcji. Schorzenie kręgosłupa stwierdzone u Łyżwińskiego wyklucza bardzo dużo pozycji opisywanych przez pokrzywdzone.
Śledztwo w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie wszczęto w grudniu ubiegłego roku po publikacji w „Gazecie Wyborczej”. Tekst powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, byłej radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i byłej dyrektor biura poselskiego Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i liderowi Samoobrony, Andrzejowi Lepperowi. Krawczyk twierdziła też, że ojcem jej najmłodszego dziecka jest Łyżwiński, jednak badania DNA to wykluczyły. Test DNA wykluczył także ojcostwo Andrzeja Leppera.
Zarzuty, które Stanisławowi Łyżwińskiemu postawiła prokuratura, dotyczą lat 1999-2003. Poseł, który trafił do aresztu, nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Grozi mu kara do dziesięciu lat więzienia.(ks, PAP)