Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kopciuszku, marsz do kuchni! Recenzja komedii "Madame" (Toni Collette i Harvey Keitel)

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Żyjemy w świecie stereotypów? A jakże, choćbyśmy nie wiem jak się od tego odżegnywali.

Żyjemy w świecie stereotypów? A jakże, choćbyśmy nie wiem jak się od tego odżegnywali. Stereotypy porządkują nam rzeczywistość i siedzą mocno w naszych główkach. I to tak mocno, że aż czasami sami staramy się, nawet mimowolnie, wpasować w te stereotypy, które krążą na nasz temat...

“Madame” smacznie nas zaskakuje, bo spodziewamy się uroczej komedyjki romantycznej o kimś w rodzaju Kopciuszka, co to oczarował świat i wyczarował sukces. A dostajemy kopniaka – bo w realnym życiu wcale nie jest romantycznie, a na prawdziwym balu Kopciuszek nie ma szans i to nie tylko dlatego, że pada ofiarą klasowych stereotypów... I takie zaskoczenia są właśnie w kinie najcudniejsze. “Madame” to miały być lekkie francuskie chichoty romantyczno-satyryczne, a jest lekko, ale ostatecznie raczej gorzko niż słodko.

Bo oglądamy opowieść o współczesnej klasie wyższej i obsługującej ją klasie niższej. Niby mamy polityczną poprawność, niby wszyscy deklarują równość i braterstwo, a tak naprawdę na przeskoki z klasy do klasy szanse są niewielkie. Ci z klasy wyższej zawsze jakoś tam spadną na cztery łapy, ci z niższej szanse na socjalny awans mają iluzoryczne, z różnych zresztą względów. Oczywiście twórcy filmu nabijają się z elity bardziej, bo też według nich bardziej operuje ona stereotypami i kliszami, bardziej gra tu zawiść czy interesowność, bardziej też patrzy się “przez pryzmat”. Bo w „Madame” kiedy to samo mówi ktoś, kto - jak sądzą nasi bohaterowie - na społecznej drabince jest wyżej od nich, wydaje im się to mądre i urocze. Kiedy ktoś, kto jest niżej, to brzmi to dla wszystkich trywialnie i prostacko...

Tak więc przenosimy się do Paryża, w którym wylądowała para amerykańskich bogaczy. A raczej nieco nieaktualnych bogaczy, bo teraz muszą sprzedać Caravaggia, żeby utrzymać styl życia. Wydają przyjęcie, no i okazuje się, że gości ma być 13, co jest oczywiście salonowo niedopuszczalne. Hiszpańska służąca zostaje więc przebrana za tajemniczą hiszpańską arystokratkę. No i zaczyna się festiwal nieporozumień.

A gdzieś w tle mamy masę typowych życiowych dramatów. Paradę ludzi, którzy bardzo chcieliby być kochani i kochać, ale jakoś im się nie udaje. Także ludzi starających się sprostać swojemu towarzyskiemu wizerunkowi – w końcu wiadomo, że każdy Francuz to seksualny kogucik, każdy Brytol humor ma czarny, a każdy pisarz to pijak i luzak. Mamy też zwykłych ludzi, którzy muszą w pewnym momencie zrozumieć, że człowiek człowiekowi niestety równy nie jest.

Nie śmiejemy się na tym filmie za szeroko, raczej tak niegłupio i półgębkiem – jak na produkcjach Allena. Bardzo przyjemne kreacje tworzy paru świetnych aktorów -choćby allenowski w stylu Harvey Keitel i kapitalna Toni Collette. Aktorka, która nie gra przez całą karierę tej samej roli, jak sporo jej koleżanek. Bo zawsze jest kompletnie inna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kopciuszku, marsz do kuchni! Recenzja komedii "Madame" (Toni Collette i Harvey Keitel) - Nowości Dziennik Toruński