Zobacz wideo: Ćwiczenia służb ratowniczych na S5 pod Bydgoszczą

Uważam, że permanentne konsultowanie czegoś z mieszkańcami może być nużące i wywoływać efekt bumerangu. Jeśli ktoś nas stale i uparcie pyta o zdanie, to z czasem staje się to nieznośne i zachęca do zasznurowania sobie ust w akcie sprzeciwu. Chyba lepiej byłoby, gdyby konsultacje społeczne, jako forma demokracji bezpośredniej, były czymś szczególnym, odświętnym - niczym referenda w Szwajcarii (można je tam organizować maksimum cztery razy w roku). Nie po to przecież opłacamy setki urzędników, a ci opłacają ekspertów, by mimo to stale o coś ludzi pytać.
Bydgoskie konsultacje można by też propagować szerzej niż poprzez strony internetowe i świetlicowe spotkania władz z mieszkańcami. Okazją do zebrania głosów mogłyby być np. imprezy masowe na Starym Rynku czy w Myślęcinku. Parasol z napisem, stolik pod nim i urzędnik przy stoliku - to powinno wystarczyć, by ważny głos przy okazji zabawy oddało sporo jej uczestników.