– Przebierzcie się, udekorujcie swoje motocykle i samochody i widzimy się w halloweenowy wieczór – zapraszali organizatorzy. Kierowców proszono o to, aby parkować od górnych poziomów, tak, aby jak najwięcej klasyków zgromadzić w sąsiedniej lokalizacji. Parking przy Grudziądzkiej otwarty był również dla innych aut, więc nie udało się uniknąć pewnego ich wymieszania.
– To był bardzo udany sezon. Impreza się rozwija, przyjeżdża coraz więcej pojazdów – samochodów, motocykli i innych. Zazwyczaj pojawia się ponad 200 pojazdów. Gdy zaczynaliśmy, było 30 samochodów i kilka motocykli, a teraz to ogromne wydarzenie – mówi „Expressowi Bydgoskiemu” Robert Woźniak ze Stowarzyszenia Bydgoskie Klasyki.
Ósmy sezon Bydgoskich Klasyków, organizowanych od 2017 roku, wystartował w kwietniu, na parkingu przy Bydgoskim Centrum Targowo-Wystawienniczym. W kolejnych miesiącach spotykano się tradycyjnie w środy na parkingu przy Torbydzie. Bydgoskie Klasyki Nocą łącznie odbyły się tam siedmiokrotnie. Z kolei w maju po raz pierwszy zaparkowano przy ul. Grudziądzkiej. Była to motoryzacyjna odmiana Nocy Muzeów. Na początku października pogoda pokrzyżowała plany organizatorom, więc koniec sezonu przeniesiono na ostatni dzień miesiąca.
W trakcie roku nieco zmieniono zasady organizacji imprezy. Jeszcze niedawno na parkingi wpuszczano auta wyprodukowane przed 1989 rokiem lub których seria rozpoczęła się przed ‘89. Od niedawna wprowadzono sekcję youngtimer. Do niej zaproszono właścicieli motocykli i samochodów, których produkcja rozpoczęła się do 1995 roku. Przy Torbydzie problemem w pewnym momencie stali się miłośnicy młodszych aut, którzy zakłócali spokój na klasykach, ale i temu udało się zaradzić, zmieniając organizację ruchu.
– Te 8 lat dało nam w kość. Dużo rzeczy w tym czasie się nauczyliśmy. To wymagające, ale osiągnęliśmy sukces. Impreza powoli żyje własnym życiem. Organizacja jest nieco łatwiejsza niż kiedyś. Prowadzenie projektu przez tyle lat jest jednak wyzwaniem. Jesteśmy dużą imprezą regionalną. Mamy jeszcze potencjał, żeby się rozwijać, ale wymaga to większego zaangażowanie. Fajnie byłoby wejść na wyższy poziom. Są takie plany, ale zobaczymy, czy się uda je wdrożyć – opowiada Robert Woźniak.
