Tą jedną kwestią Bogusław Linda zawojował wszystkie telewizje, jak nie przymierzając w czasach „Psów”. Lud łódzki darł szaty, działacze kulturalni wyliczali imprezy, a wypytywani przez reporterów jegomoście, których bałbym się spotkać nawet za dnia, bili się w piersi, że żadnych meneli tu nie ma.
Najbardziej rozbawiła mnie podniosła wypowiedź pana radiowca z jakiejś ogólnopolskiej stacji, który inteligentnie bardzo zapytał: co też pochodzący z Torunia pan Linda by powiedział, gdyby ktoś rzekł, że Toruń to miasto Rydzyka? Ojciec Tadeusz wylądował więc w jednym garnku z menelami, ale cóż, jakie radio, taki garnek.
Ciekawe jest jednak co innego. Pan Bogusław złamał świętą zasadę artystów, którzy o wszystkich miastach mówią tylko i wyłącznie dobrze, bo przecież kiedyś pewnie będą w nich występować. Owszem, niedawno Paweł Kukiz w politycznym uniesieniu rzucił, że mieszkańcy Warszawy mają mentalność Monako. Oskarżono go o obrażanie warszawiaków, ale umówmy się, że te oskarżenia były z lekka dęte. Bo w końcu generalnie każdy wolałby mieć mentalność mieszkańca Monako, niż Białorusi.
Artyści pop demonstracyjnie kochają więc wszystkie miejscowości świata. I nawet gdy podczas występu dworują sobie z tego miasta, którego ich publiczność nie poważa, to możemy być pewni, że w tamtym mieście robią dokładnie odwrotnie.
Stąd kojarzenie artystów z miastem ma zwykle zdecydowanie pozytywny charakter. Szczególnie, że w czasach, w których wybitnie kreatywni specjaliści od PR zajmują się głównie zrzynaniem pomysłów kolegów, prawie wszystkie miasta lansują się swymi byłymi lub obecnymi gwiazdami. Ba, publiczna telewizja zrobiła nawet cały cykl o małych ojczyznach znanych i lubianych, którzy piali o swoich matecznikach. Cykl sponsorowały był w ramach funduszy europejskich.
Z tą tożsamością mamy swoją drogą niejaki problem, bo w Polsce Warszawa jest tak mocno ssącym centrum życia wszelakiego, że większość gwiazd pop i tak tam ląduje. I szybko staje się warszawska do bólu. Jasne, mamy gromadkę kojarzącą się z Krakowem i znacznie mniejsze grupki utożsamiane choćby z Gdańskiem, ale status ogólnopolski oznacza zwykle Warszawę. No i niewielu mamy artystów, którzy jednoznacznie budzą skojarzenie ze swoim miejscem na ziemi, jak Woody Allen z Nowym Jorkiem (choć obkolędował parę europejskich miast), Gaudi z Barceloną czy dajmy na to Kurt Cobein z Seattle. Co ciekawe, dzięki piosence „Sen o Warszawie” i kibicom Legii za artystę stolicy uchodzi Czesław Niemen, choć urodził się w Starych Wasiliszkach, a pomieszkiwał Białogardzie czy samym Świebodzinie.
No a wracając do Bogusława Lindy... Sprowokował parę bluzgów na murach, ale i debatę o Łodzi i jej kulturze. A taka debata przyda się zawsze każdemu miastu.CP