Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jubileusz wśród swoich

Renata Napierkowska
Spektaklem „EnVogue” w reżyserii Piotra Grabowskiego, wystawionym na deskach inowrocławskiego Teatru Miejskiego, Beata Kawka uczciła jubileusz 20-lecia pracy aktorskiej. Na scenie, obok jubilatki, widzowie mogli podziwiać grę aktorską Marii Pakulnis, Darii Widawskiej i absolwenta warszawskiej PWST Kamila Prubana.

Spektaklem „EnVogue” w reżyserii Piotra Grabowskiego, wystawionym na deskach inowrocławskiego Teatru Miejskiego, Beata Kawka uczciła jubileusz 20-lecia pracy aktorskiej. Na scenie, obok jubilatki, widzowie mogli podziwiać grę aktorską Marii Pakulnis, Darii Widawskiej i absolwenta warszawskiej PWST Kamila Prubana. <!** Image 2 align=none alt="Image 214570" sub="Fot. Renata Napierkowska">

Pani Beato, mija 20 lat Pani pracy artystycznej. Jak się to zaczęło? Kiedy Pani pierwszy raz stanęła na scenie i podjęła decyzję, że zostanie aktorką? Jak tę zapowiedź przyjęli znajomi, koledzy, rodzina?

Od kiedy pamiętam brałam udział w konkursach recytatorskich, śpiewałam piosenki radzieckie, jako że eliminacje odbywały się w Inowrocławiu. Oczywiście, często wygrywałam. Rodzice patrzyli na tę moją pasję z przymrużeniem oka, ale finansowali moje wyjazdy na festiwale teatralne. Jednak na poważnie o aktorstwie pomyślałam w liceum, kiedy moja ukochana pani od polskiego Jadwiga Wudzińska-Posadzy obsadziła mnie w głównej roli w spektaklu „Marchołt gruby a sprośny”, który wystawiliśmy na prawdziwej scenie w inowrocławskim teatrze. To było wydarzenie! Na uroczystości związane z obchodami urodzin, chyba Jana Kasprowicza, zjechało do naszego miasteczka wiele znanych osobistości. Między innymi pisarka Barbara Wachowicz. Powiedziała: „Ty masz dziecko talent. Próbuj sił w szkole teatralnej”. Następnego dnia po premierze pan Zajączkowski, nauczyciel biologii, skreślił mi nabyte podczas prób dwóje mówiąc: „Biologia nie będzie ci w życiu do niczego potrzebna. Będziesz aktorką. I to nie byle jaką”. Rodzice byli przerażeni moją decyzją. Bali się, że będę cierpiała, kiedy się do PWST nie dostanę. Prosili, abym złożyła dokumenty na inne uczelnie. Myślę, że nie wierzyli, że się dostanę. Kandydatów było 700, a miejsc zaledwie 20. W szkole koledzy raczej się ze mnie podśmiewali. W sumie mieli trochę racji - miałam krzywe zęby, pięknością też nie byłam& Było mi przykro, ale determinacja wygrała.

Nie obawiała się Pani, że dziewczynie z prowincji może się nie udać dostać do szkoły teatralnej, tym bardziej że wybrała Pani Warszawę?

Obawiałam się, ale wierzyłam, jak każdy młody człowiek, że to właśnie mnie się uda. Zdawałam najpierw do Łodzi. Nie dostałam się. Powiedziano mi, że jeśli popracuję nad sobą, mam szansę za rok. Zostałam w Łodzi, chodziłam na zajęcia do studia wokalno-aktorskiego, grałam małe rólki w teatrze TEY Zenka Laskowika i po roku dostałam się do Warszawy. Miałam wielkie wsparcie łódzkiego środowiska teatralnego, ale to w Warszawie mnie przyjęli. Na ostatnim miejscu i warunkowo, ale przyjęli& Uczelnię ukończyłam z wyróżnieniem...

Jak zapamiętała Pani Inowrocław z czasów szkolnych? Czy są miejsca, które Pani odwiedza, kiedy tu przyjeżdża, i ludzie, z którymi się spotyka?

Moje liceum było naprawdę fajne. Miałam znakomitych nauczycieli, którzy rozumieli i szanowali moją pasję. Pani Wudzińska-Posadzy uczyła nas nie tylko polskiego, ale też kindersztuby, pokazywała albumy z malarstwem, uczyła pięknej wymowy i zachęcała do czytania dobrej literatury. Mój wychowawca, pan Jasiński, chronił to nasze stadko. Pamiętam, że przed maturą pomagał, wyciągał nas za uszy ze wszystkich przedmiotów, abyśmy jak najlepiej wyposażeni w wiedzę, ale też w dobre oceny poszli „w świat”. Lubiłam moją klasę, choć oni dzisiaj mówią, że byłam zawsze trochę obok. Może to prawda& Oni mogli się bawić i spotykać, a ja wracałam do domu, jadłam obiad i szłam do drugiej szkoły. Grałam na wiolonczeli. Wracam do Inowrocławia, jeśli tylko czas pozwala, czasem spotykam moich kolegów z liceum, z podstawówki - „czternastki”, ale głównie moje pobyty tutaj są rodzinne. Teraz już sporadyczne, bo mój kochany tata i babunia odeszli niedawno. Szczęśliwie jest mama, ale teraz ona częściej przyjeżdża do mnie i siostry pod Warszawę. Dzięki Eli Piniewskiej co roku jestem na Arlekinadzie. Ela jest niezwykłą kobietą, dokonuje rzeczy ważnych społecznie. Ona jest tu, a ja w Warszawie, ale obie wiemy, że jak trzeba przylecę na skrzydłach z pomocą. I vice versa. Ale kiedy wracam tu, jestem dumna, że z miasteczka moich czasów Inowrocław stał się pięknym uzdrowiskiem. Solanki to już prawie warszawskie Łazienki. A kiedy zobaczyłam jak wygląda wyremontowany teatr, oniemiałam. Nie wiem czy to zasługa włodarzy miasta& Jeśli tak - czapki z głów!

Dlaczego wybrała Pani Inowrocław, jako miejsce świętowania jubileuszu pracy aktorskiej? W stolicy z pewnością odbyłoby się to z większym rozmachem i opisałyby ten jubileusz tabloidy i plotkarskie portale...

Bo ja jestem z Inowrocławia, proszę pani& Zresztą nawet już nie mieszkam w Warszawie. Im jestem starsza, tym bardziej dociera do mnie świadomość, że mój kręgosłup moralny na życie został zbudowany tutaj. Przez rodziców, szkołę& W stolicy się nie odnajduję. Jak pani widzi, mało mnie „na ściankach” i plotkarskich portalach. Pewnie nudna jestem i rzadko bywam na tzw. salonach. I to nie dlatego, że nie lubię, bo czasami te imprezy są urocze. Ja biegnę do domu. Mam spory ogród, dwa psy, dziecko i bardzo dużo pracuję. Nie mam „pani do sprzątania”. Jak każda z nas prasuję, piorę, gotuję, sprzątam, wyrywam chwasty, sadzę rośliny, bo własnego ogrodnika też nie mam& I w Inku pojawiło się w teatrze wiele bardzo ważnych dla mnie osób. Miałam ogromną tremę&

Która z ról jest szczególnie dla Pani ważna i dlaczego?

Szczególnie ważna jest Becia z „Jasnych błękitnych okien”. To film „prowincjonalny”. Bazą scenariusza była moja relacja z Agnieszką, moją przyjaciółką z Inowrocławia, która zmarła w 2001 roku. Uroczysta prapremiera odbyła się w Inowrocławiu w 2007 roku. Ten film tworzyłam wiele lat. I tak, jak kiedyś w Inowrocławiu nikt nie wierzył, że będę studiować w Warszawie na wydziale aktorskim, tak w Warszawie nikt nie wierzył, że uda mi się wyprodukować film z budżetem wynoszącym 3 miliony złotych.

Czym kierowała się Pani wybierając „En Vogue” na swój jubileuszowy spektakl?

Od jakiegoś czasu chciałam powrócić do teatru. Od wielu lat nie grałam na deskach, bo chciałam, aby dziecko miało matkę wieczorami. W zeszłym roku przedstawiono mi Kasię Ostrowską, która zaproponowała napisanie sztuki specjalnie dla mnie. I tak powstał „Vogue”. Dla mnie i Joasi Brodzik. Ale, że Joasia ma małe dzieci i chce, aby one wieczorami miały matkę, więc wydelegowała Darię Widawską. Podczas prób tekst ewoluował i zmieniał się, więc de facto dokonaliśmy wraz z reżyserem opracowania i powstał spektakl „EnVogue”.

Dziś zajmuje się Pani nie tylko aktorstwem, ale jest też kierownikiem produkcji, reżyserem dubbingu. Czy to, że otworzyła Pani własny biznes oznacza, że w przyszłości chce zmienić profesję i z aktorki stać się np. bizneswoman?

Ja już niejako jestem bizneswoman. Jestem współproducentem „EnVogue”, producentem wielu polskich wersji językowych różnych filmów i słuchowisk. I to jest równoległe z moją aktywnością aktorską. W moim wieku nie ma już tak wielu ról dla kobiet. Mam ten komfort, że mogę grać, ale nie muszę. Cieszę się, kiedy słyszę, że jestem dowodem, że talent połączony z pracowitością to sukces. Osobiście myślę, że najważniejsza jest pracowitość. A konkretniej praca nad sobą. Znam wiele wielkich talentów, które siedzą w domu i narzekają& Ja zamiast marzyć i czekać, planuję. I potem prędzej czy później - realizuję. Jest takie miejsce w Warszawie na Saskiej Kępie - Film Factory Studio - pełne moich przyjaciół, z którymi pracuję od kilkunastu lat w niezmienionym składzie. Moja firma, do której coraz częściej wpadają ciekawi ludzie przedstawiając fajne projekty. A ja z moją wspólniczką, która jest mózgiem firmy, staramy się je realizować.

Co jest Pani bliższe film czy teatr? Jakie ma Pani plany na przyszłość? Gdzie Panią zobaczymy w teatrze, na dużym i małym ekranie?

O przyszłości nie rozmawiam, aby nie zapeszyć. Na ekranie póki co posucha, ale mam kilka projektów dźwiękowych i teatralnych w trakcie realizacji.

Co Pani uważa, za swój największy sukces życiowy i aktorski? I czego należy Pani życzyć z okazji jubileuszu? <!** reklama>

Wie pani, ja się cały czas zastanawiam się, co to jest sukces& I myślę, że dla mnie to moje dziecko. Nastolatka, która ma dobrze ułożone w głowie i furę wdzięku. Oprócz kochania - lubimy się, co nie jest tak znowu oczywiste w czasach dorastania& A aktorski sukces? Mam nadzieję, że ciągle przede mną. Na razie jestem bezwstydnie dumna ze spektaklu, który państwo zobaczyli. Bo to nie komedyjka czy farsa z dowcipami poniżej pasa, jakich pełno, ale inteligentne przedstawienie, które ma wdzięk, fantastyczne dialogi i naprawdę dobre aktorstwo. Moja mama zawsze mawiała: „Oby za tobą, córciu, złote wierzby nie rosły&”. Co oznaczało - oby nie towarzyszyła ci zła sława. Staram się robić dobre rzeczy, Kawka to marka - ktoś powiedział. Niech mi pani życzy, aby tak już zostało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!