Metalowa brama, piaszczysta ścieżka - taka jak w każdym ogrodzie - porośnięta mchem. Na jednej z działek stoi zapomniana już dziecięca zjeżdżalnia, na innej stary rower, służący za kwietnik. Matowy płotek, niewielka bramka, poletka przekopanej ziemi, kwitnące bratki.
CZYTAJ TEŻ:Czy mieszkanie na działkach powinno być dopuszczalne dla osób, które nie mają innego domu?
- One kwitną przez całą zimę - wyjaśnia pani Marianna, która mieszka na działce razem ze swoją niepełnosprawną córką. - Nie mamy dużo miejsca, ale dobrze nam tu...
Nie mamy gdzie się podziać
Wchodzimy do środka niewielkiego domku. Za drzwiami kuchnia, w niej niewielki żeliwny piec - trzeszczy palące się drewno, a ciepło, które wytwarza ogień, rozchodzi się po pomieszczeniu. Obok, na środku pokoju, stoi stół, a w wazoniku kilka goździków. Na ścianie wisi kilka zdjęć uśmiechniętych dzieciaków.
- To moje wnuki - mówi z dumą pani Marianna.
[break]
Pod oknem na kanapie siedzi niepełnosprawna Iwona Kwiatkowska, córka pani Marianny.
Jeszcze w grudniu 2014 roku kobiety nie były na działkach same. Kilka domków dalej mieszkał 67-letni mężczyzna, którym opiekowała się 60-letnia kobieta. Przypomnijmy, tuż przed Bożym Narodzeniem wyłączono prąd, mężczyzna kupił spalinowy agregat prądotwórczy - oboje zatruli się czadem; mężczyzna nie przeżył, a kobieta przez wiele tygodni walczyła o życie. Dopiero niedawno opuściła szpitalne mury, ale czy odzyska kiedyś dawną sprawność?
- Amputowano mi nogę - tłumaczy pani Iwona. - Nie mogę poruszać się samodzielnie. Kiedyś miałyśmy mieszkanie, ale sprzedałyśmy je po to, by przeżyć i kupić tę działkę. Wyremontowałyśmy ją. Wiemy, że nie powinnyśmy mieszkać tutaj, ale nie mamy dokąd pójść! U rodziny nie ma dla nas miejsca.
Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, którego obie panie są podopiecznymi, zaproponował im przeniesienie się do schroniska. Nie przyjęły tej propozycji.
- Jak mam mieszkać w schronisku? - zastanawia się pani Monika. - Bez nogi! Z cewnikami na brzuchu, które muszę ciągle zmieniać!
Mają opuścić altankę
Obie kobiety są zdruzgotane, kilka dni temu wręczono im decyzję zarządu ROD - do końca marca mają wyprowadzić się i oddać zajmowaną działkę. Jeśli tego nie uczynią, staną przed sądem.
- Grożą nam eksmisją - mówi pani Marianna. - Ale jak to możliwe?! Komu mamy oddać działkę, przecież zapłaciłam za nią 30 tysięcy złotych. Znajomy, który mi ją sprzedawał, nie mówił, że tu nie wolno mieszkać! W innych ogrodach ludzie mieszkają razem z dziećmi! Nikt im złego słowa nie powie! Dlaczego nam nie wolno?
W Bydgoszczy, rzeczywiście, na terenie kilku ogrodów mieszkają działkowcy. Niektórzy twierdzą, że w taki sposób żyje koło 100 rodzin. Do jednego z nich, znajdującego się na Miedzyniu, nawet ksiądz z bożonarodzeniową kolędą przychodzi.
- Ludzie, którzy zostają na zimę, pilnują, żeby ogródków nikt nie okradał - mówi mieszkaniec Miedzynia.
- Działkowcy cały rok dbają o działki i to co się na nich znajduje.
Rodziny mieszkające na działkach nie muszą korzystać z miejskich lokali.
Na Szwederowie, niestety, jest inaczej. Kobiety z ogródków przy ul. ks. Skorupki zamierzają wystąpić z wnioskiem o przydzielenie im lokalu socjalnego. Może mają szansę, bo na taki lokal czekają obecnie tylko 44 rodziny. Jak wyjaśniono nam w Administracji Domów Miejskich o socjal mogą ubiegać się te osoby, które mają niskie dochody i zajmuję niewiele miejsca tam, gdzie mieszkają.
- Wiosna idzie, kwiatki zaczną kwitnąć - mówi pani Monika - Co się z nami stanie?
Zarząd czyni dobrze
Polski Związek Działkowców popiera decyzję zarządu ROD.
- Nie możemy ingerować w wewnętrzne sprawy ogrodów - oświadcza Barbara Kokot, prezes Okręgowego Zarządu PZD w Bydgoszczy. - Znam jednak ten problem. Panie wiedziały, że nie mogą tam mieszkać. Nie możemy pozwolić na łamanie prawa. Dla dobra tej niepełnosprawnej osoby, powinny się stamtąd wyprowadzić.