Na lokalnej stronie dla bydgoszczan ukazał się post. Kobieta przedstawiała się jako samotna matka, która wychowuje jedno dziecko. Pisała: „Nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę coś na tej grupie, a tym bardziej, że to będzie prośba. Prośbę jednak mam. Zwracam się do ludzi dobrej woli o pieniądze na chleb i na coś do chleba dla mojej 8-letniej córki i dla mnie”. Wyjaśniała, że pracowała w sklepie, ale od początku lipca jest bezrobotna. Pracę niby znalazła, zacznie ją zaraz po wakacjach, więc pierwszą wypłatę dostanie najwcześniej pod koniec września. Twierdziła, że tymczasowo ona i córka (prawie 2-klasistka) utrzymują się z 800 plus i 650 złotych alimentów na małą. W tym miesiącu wpadnie jeszcze 300 plus na zakup wyprawki szkolnej. Tyle że pani z dzieckiem wynajmują mieszkanie, za które płacą 1200 zł. „Oszczędności wystarczyły na miesiąc. W sierpniu rezerw brak” - zaznaczała autorka wpisu.
Jedni internauci współczuli, podawali namiary na stowarzyszenia, które wspierają ubogich albo kontaktowali się z kobietą już na priv. Drudzy z rezerwą podchodzili do historii, sprzedanej przez samotną matkę. - Dlaczego pani nie chce chleba, tylko pieniądze na chleb? - pytali.
Kobieta podawała prozaiczny powód. - Jak od razu dostanę kilka bochenków i inne jedzenie, to możliwe, że nie zdążymy zjeść, bo się przeterminuje. Jeśli otrzymam pieniądze, wiem, co nam potrzebne, więc wiem, co kupić.
Ktoś jednak zdemaskował internautkę. Napisał w komentarzu, że jej profil musiał zostać utworzony chwilę wcześniej, najwyżej kilka dni przedtem, a do grupy dołączyła tego dnia, kiedy wstawiła komunikat. Jej facebookowi znajomi to równie fejkowe (dla niewtajemniczonych: fikcyjne) osoby, podobnie, jak ona. Tak uważał pewien bydgoszczanin. Pani (o ile to w ogóle kobieta była) nawet nie wdała się z nim w dyskusję. Po chwili jej konto już nie istniało, prawdopodobnie sama je usunęła. Tym samym potwierdziła, że prawdomówna nie była.
Internauta chciał zrobić kawał swojej znajomej. Posiadał lewe konto i właśnie z niego napisał, że koleżanka odkupi tabletkę antykoncepcyjną, ponieważ brakuje jej na tu i teraz, a apteka będzie otwarta dopiero nazajutrz. Sęk w tym, że dane dziewczyny i jej zdjęcie, dołączone do postu, były prawdziwe. Informacja o tym, że dziewczyna jest opisana w necie, szybko do dotarła zainteresowanej. Bohaterka zamieszania później wyjaśniała, że stała się ofiarą głupiego dowcipu swojego znajomego. Ten, kto wrzucił post, zrobił to z fejk konta.
Fałszywe konta w internecie to żadna nowość, nie tylko na portalach społecznościowych. W serwisach z darmowymi ogłoszeniami, na forach i w internetowych sklepach fejk konta także są zakładane. Za częścią z nich stoją naciągacze, ale ci, co mają inny interes w posługiwaniu się nierealnym profilem - też. To przykładowo pracownicy konkretnej firmy, którzy lajkują i udostępniają wpisy, pojawiające się na oficjalnym profilu ich przedsiębiorstwa i jednocześnie hejtują firmę konkurencyjną. Są też osoby, które korzystają z lewych kont, ponieważ nie chcą udzielać się na forach pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem. To w obawie przed tym, żeby znajomi nie zobaczyli ich komentarzy w sieci, zatem takie profile bywają wykorzystywane do dezinformacji, propagandy albo rozpowszechniania fałszywych wiadomości.
Możemy poznać, czy mamy do czynienia z oszustem. Naciągacze często używają zdjęć innych osób, ukradzionych z kont społecznościowych albo darmowych baz zdjęć. Warto skorzystać z narzędzia wyszukiwania obrazu Google, żeby sprawdzić, czy te same zdjęcia nie są publikowane na innych portalach. To, jak długo użytkownik (czy pseudoużytkownik) działa w internecie, także ma znaczenie, np. na Facebooku wskazana jest data dołączenia danej osoby do grupy. Po tej informacji można wywnioskować, czy ten ktoś od dłuższego czasu istnieje w necie, czy dopiero zainaugurował działalność. Dobrze jest sprawdzić na profilu tej osoby listę jej znajomych (o ile nie ma ukrytej) i kliknąć w ich profile. Jeżeli oni z kolei są aktywni, tzn. wstawiają posty albo coś udostępniają i mają znajomych, to znak, że użytkownik chyba jest prawdziwy.
