https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

,,Matrioszka" i propaganda w sieci. Specjalistka NASK mówi o technikach dezinformacji

Maciej Czerniak
Magdalena Wilczyńska w NASK kieruje Pionem Ochrony Informacyjnej Cyberprzestrzeni, w Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych kierowała zespołem analityków, którzy identyfikują, analizują i systematyzują metody rosyjskiej propagandy w Polsce, była ekspertką prawną w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich
Magdalena Wilczyńska w NASK kieruje Pionem Ochrony Informacyjnej Cyberprzestrzeni, w Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych kierowała zespołem analityków, którzy identyfikują, analizują i systematyzują metody rosyjskiej propagandy w Polsce, była ekspertką prawną w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich Maciej Czerniak
Kampania "matrioszek" pochłonęła masę pieniędzy i pracy rosyjskich trolli w sieci, a jednak okazała się klapą. To dzięki zaangażowaniu, między innymi takich organizacji, jak polski NASK. Mówi o tym Magdalena Wilczyńska, dyrektor Pionu Ochrony Informacyjnej Cyberprzestrzeni NASK-PIB.

- Dlaczego NASK interesuje się dezinformacją?

- Dezinformacja jest w ostatnim czasie odmieniana przez wszystkie przypadki, ale jeżeli skupialibyśmy się tylko i wyłącznie na fałszywych wiadomościach, to być może NASK nie byłby najbardziej adekwatną instytucją. Naszą rolą jest jednak dbanie o bezpieczny internet. A dezinformacja zmienia go tak, że jest nam coraz trudniej się nim posługiwać. Staramy się podejść do analizy dezinformacji w sposób szerszy. Mapujemy nie tylko konkretne treści, czy narracje, ale całe zjawisko, całe kampanie i techniki, które są wykorzystywane do ich rozprzestrzeniania.

- Czym jest dezinformacja?

- Dezinformacja jako zjawisko jest bardzo stara. Polega na wykorzystaniu technik manipulacyjnych, czy na wykorzystaniu błędów kognitywnych w naszym myśleniu po to, by wprowadzać nas w błąd. Elementem, o którym nie możemy zapominać, jest również propaganda, która istnieje jeszcze dłużej i która była produkowana przez niektóre państwa i która wciąż istnieje.

- Jak te techniki się zmieniają?

- Mamy obecnie do czynienia z zorganizowanymi akcjami, które mają wpłynąć w konkretnym momencie na konkretne przekonania w danym społeczeństwie. Zwiększa się automatyzacja tych kampanii, adaptowane są najnowocześniejsze rozwiązania technologiczne.

- Jakie, na przykład?

- W ostatnim czasie jest to AI. Sięganie po te techniki następuje szybciej, bądź wolniej, w zależności od tego, co jest w tym momencie najskuteczniejsze. Widzimy, że wykorzystywanie grafik generowanych przez AI, czy krótkich wideo jest coraz bardziej popularne. I to będzie się zmieniać w zależności od tego, co się będzie zmieniało.

- A co, jeżeli chodzi o dezinformację, zmieniło się w ostatnich, powiedzmy 10 latach?

- Teraz może ona dotrzeć do nas w bardzo prosty sposób, ponieważ wykorzystuje platformy społecznościowe. A ponieważ social media wykorzystują algorytmy rekomendacyjne i pośrednio zamykają nas w tych tak zwanych bańkach informacyjnych, to jeżeli dotrzemy do takiego miejsca w sieci, gdzie te dezinformacyjne przekazy są w naszej bańce, to będzie ich tam coraz więcej. Warto spojrzeć trochę na siebie i zrozumieć, że nasz umysł działa tak, że korzysta ze skrótów myślowych. Jednym z takich mechanizmów jest "efekt autorytetu". Wierzymy aktorowi przebranemu w kitel lekarski. Również wierzymy w rzeczy, z którymi się zgadzamy. Wierzymy w informację, jeżeli nasze poglądy mogą być zbieżne z danym przekazem.

- Da się bronić przed fake newsami?

- Powinniśmy się zastanowić dwa, trzy razy, zanim uwierzymy w treści silnie emocjonalne. Dezinformacja bardzo często gra na naszych emocjach, czasem skrajnych, polaryzując społeczeństwo. Należy zatem weryfikować wszystkie treści, które są silnie angażujące. Nie do końca wiemy, jak działają algorytmy rekomendacyjne. Wiemy oczywiście, że jeśli będziemy lajkować jakieś treści, to prawdopodobnie będą nam się wyświetlać podobne. Są jednak takie przestrzenie w sieci, gdzie nie jesteśmy w stanie się od dezinformacji uchronić. Zachęcamy, by weryfikować, korzystać z wiarygodnych źródeł, zwłaszcza z mediów, by zrozumieć, jaki jest prawdziwy przekaz i by nie uwierzyć w tę dezinformację.

- Czy są ludzie szczególnie podatni na manipulację?

- Z naszych badań wynika, że grupą, która teoretycznie trochę bardziej wierzy w teorie spiskowe, bądź w fałszywe treści, są kobiety powyżej 35., 40. roku życia. Te różnice są minimalne. Co nas trochę zaskoczyło w ostatnich badaniach, to że jest wysoki poziom deklarowania, że nie nabieramy się na te treści. A było to w kontraście do badań empirycznych, w których ludzie oceniali, czy dana treść jest dezinformacyjna, czy nie. To też nie tak, że osoby starsze są bardziej podatne. Najstarsze pokolenie najczęściej ogląda zwykłe media, korzysta z prasy, dlatego w teorii jest właśnie mniej podatne na dezinformację. Z kolei bardziej w teorie spiskowe wierzą też osoby, które korzystają z wielu różnych platform społecznościowych. Ale wydaje się, że to może być skutek, a nie przyczyna.

- Kiedy fake newsów zaczęło przybywać? Po inwazji Rosji na Ukrainę?

- Wydaje się, że kampanie dezinformacyjne nasilają się przynajmniej od momentu pandemii, być może jeszcze wcześniej. W czasie kryzysu migracyjnego też mieliśmy do czynienia z różnymi treściami. Być może jest też tak, że niekoniecznie nasilają się działania po drugiej stronie, tylko my trochę lepiej je identyfikujemy, analizujemy.

- Czy mają państwo w NASK-u bazę podmiotów niewiarygodnych?

- Pracując nad treściami dezinformującymi oczywiście zbieramy różne konta, czy portale, które potencjalnie mogą rozprzestrzeniać dezinformację. Robimy to, by je analizować. Lista jest długa i oczywiście nie jest zamknięta. Warto mieć na uwadze, że wciąż pojawiają się nowe konta, nowe strony. Zamknięcie nowego kanału nie oznacza, że nie powstaną trzy nowe. To jest ciągła praca, by analizować te treści.

- Z fałszem w internecie można jednak walczyć. Przykładem jest nieudana rosyjska "Operacja matrioszka", o której mówiła pani na panelu Secure Summit Interenational.

- Ta operacja miała celu przede wszystkim obciążenie dziennikarzy, mediów i organizacji pozarządowych, które zajmują się "fact checkingiem", podsuwając im fałszywe fake’i…

- Kłamstwo o kłamstwie?

- To były sfabrykowane fake newsy, które miały wyglądać jak posty mediów po to, by dziennikarze bądź inne organizacje zajęły się weryfikowaniem tych treści właśnie. Chodziło o to, by ich obciążyć, choć te treści nigdzie więcej właściwie nie były publikowane. Najpierw tworzono kontent, następnie jedno konto je publikowało, potem kolejne konta odpowiednio targetowały różne grupy mediów i postowały na ich stronach w odpowiedzi na materiały dziennikarskie, te fałszywe treści, wskazując, np. „Lepiej zajmijcie się tym”, a nie „bzdurami”, „Zweryfikujcie to”. Treści te były fałszywe, na przykład zdjęcie muralu prezentującego jakiś przekaz, a który nigdy nie istniał. Naprawdę nie było zatem, czego sprawdzać, a jednocześnie obciążało to bardzo środowisko.

- Dlaczego "matrioszka" okazała się klapą?

- Operacja została dość szybko wykryta i wiele organizacji europejskich zajęło się zbieraniem informacji o tym, do kogo jeszcze takie informacje trafiają. Zaczęto mapować te treści i okazało się, że miały niską skuteczność. One były również kopiami różnych innych treści, bardzo łatwo można było je usuwać i ignorować, komunikować się z innymi podmiotami po to, by nie zajmować się nimi. I wyszło, że cały ten wkład pracy, która musiała zostać wykonana – a nie było jej mało – okazał się nieskuteczny i operację przerwano.

- W Rumunii ostatnio rosyjskie grupy prowadziły operację dezinformacyjną przed wyborami. W Polsce, w czasie kampanii takich przypadków też jest więcej?

- Przypadek Rumunii wymagałby pogłębionej dyskusji. Co do Polski, widzimy pewne narracje, które mają charakter prorosyjski, one są obecne w naszej przestrzeni internetowej. Wciąż je analizujemy. Zakładam, że dwa, trzy tygodnie przed wyborami nastąpi faktyczny pik dezinformacji. Spodziewamy się tylko i wyłącznie wzrostów, spodziewamy się, że fake newsy będą publikowane na różne metody i przez różne grupy kont. A być może nawet moment ciszy wyborczej zostanie wykorzystany do rozprzestrzeniania fałszywych treści, tak jak to miało miejsce na Słowacji, przed wyborami.

- Kiedy już wykryjecie zabiegi dezinformacyjne, co dalej się dzieje, oprócz mapowania ich, informowania o nich opinii publicznej?

- Po pierwsze mapujemy te wszystkie zjawiska, nawet jeśli nie są rozpoznane jako całe kampanie dezinformacyjne. Raportujemy to do Ministerstwa Cyfryzacji w ramach dotacji, która nas obowiązuje. Pracujemy też z platformami, by usuwać, na przykład siatki botów, bądź konkretne treści o charakterze nielegalnym lub wysoko szkodliwym, by ograniczać ich zasięgi. Zachęcamy do zgłaszania tych treści do nas. Jeżeli napotykają państwo treści dezinformacyjne, niepokojące, zwłaszcza w kontekście wyborów, można je do nas zgłaszać poprzez stronę bezpiecznewybory.pl. Będziemy je analizować. Także w ciszy wyborczej będziemy współpracować z policją, by zdejmować treści nielegalne w tym czasie.

Z Magdaleną Wilczyńską z NASK Naukowej Sieci Akademickiej i Naukowej - Państwowego Instytutu Badawczego rozmawialiśmy podczas konferencji Secure Summit International 2025, która odbywała się w dniach 3-4 kwietnia w Bydgoszczy, w budynku Opery Nova

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Uroczystości w Gnieźnie. Hołd dla pierwszych królów Polski

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski