W środę (8 lipca) szpital wypisał ciało mamy. Zgodnie z tradycją wystawiliśmy je w domu. W otwartej trumnie, bo przecież test na koronawirusa był ujemny. W czasie różańca siostrzenica odebrała telefon od lekarza. Kazał nam natychmiast zamknąć trumnę, wyprosić gości i czekać na kolejne decyzje. Mama miała koronawirusa - mówi z żalem Agnieszka Roszko, córka zmarłej mieszkanki Jasionówki.
Kobietę na drugi dzień pochowali pracownicy zakładu pogrzebowego. Ciało odebrali w ochronnych ubraniach. To szok dla rodziny.
- Mama została pochowana bez obecności bliskich osób. Bez poświęcenia trumny. Po prostu spadła w dół i została przysypana piachem. To takie upokarzające i bolesne - łamiącym się głosem opowiada córka - Byliśmy bardzo blisko z mamą. Brat rzucił wszystko i jechał z Norwegii, ale nie dotarł na czas. Całe szczęście nie trafi na kwarantannę. My oprócz pogrążenia w smutku po odejściu najbliższej osoby, musimy przejść przez procedury sanepidu. Zmierzyć się z żalem i pretensjami osób, które przez tą całą sytuację są w tym samym kłopocie - zamyśla się kobieta.
Sąsiadkę przyszło pożegnać wiele osób, wśród nich najbliższa rodzina oraz sąsiedzi. Wszyscy są zaskoczeni, bo zgodnie z decyzją monieckiego sanepidu, musieli poddać się kwarantannie. W siódmej dobie od kontaktu z zakażoną będą mieć wykonane testy.
- Postąpiliśmy zgodnie z procedurami. Ile osób jest na kwarantannie? Nie mam czasu sprawdzać w papierach. Dużo mamy pracy. Pogrzeby i wesela to ogniska koronawirusa. Jeśli ktoś chce organizować takie uroczystości i zapraszać wiele osób, musi się liczyć z konsekwencjami - mówi Andrzej Berner, Powiatowy Inspektor Sanitarny w Mońkach.
Zaznacza, że ciało nieboszczki było potencjalnym zagrożeniem dla żałobników. Nie chce wypowiadać się na temat procedur, które zawiodły. Po szczegóły sprawy odsyła do szpitala w Mońkach.
- Lekarz dyżurny uzyskał od sanepidu w Mońkach informację, że wynik testu jest ujemny. Na podstawie tego podjął decyzję o wystawieniu aktu zgonu - informuje Marek Karp, dyrektor szpitala w Mońkach - Oczywiście lekarz mógł dokładnie sprawdzić wszelkie okoliczności i zaczekać z wydaniem ciała. Zmarła była przyjęta do szpitala jako pacjent bezobjawowy, ale miała kontakt z zakażoną osobą. Niestety nasz pracownik zaufał osobie z sanepidu i nie potwierdził uzyskanej informacji. Jest nam bardzo przykro. Przepraszamy za tę sytuację rodzinę zmarłej i osoby z sąsiedztwa - dodaje dyrektor.
Zobacz też:Koronawirus w województwie podlaskim. 12 osób wyzdrowiało, nikt nie zachorował
To pierwszy potwierdzony przypadek COVID-19 w monieckim szpitalu powiatowym.
Agnieszka Roszko wraz z rodziną nie kryją żalu. Ich zdaniem pracownicy sanepidu i szpitala postąpili nieodpowiedzialnie wydając ciało zmarłej. Narażając tym wiele osób na zakażenie koronawirusem.
- Najgorsze, że nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za to co się stało. Sanepid nawet nie chce wytłumaczyć, gdzie został wykonany test i dlaczego doszło do pomyłki. Nie usłyszeliśmy jak dotąd nawet zwykłego słowa przepraszam - zauważa Agnieszka Roszko - Nie chcę szukać winnych. Mama miała chore serce i tzw. choroby współistniejące. Nic już nie zwróci jej życia. Ale chciałabym, żeby nasza historia była przestrogą. Łatwo popełnić błąd, który ma bardzo negatywne konsekwencje dla bardzo wielu osób - dodaje kobieta.
