Liczby dotyczące wizyt lekarskich, które w całym 2023 roku przepadły, porażają. W całym kraju z porad lekarzy różnych specjalności mogło skorzystać 1,3 mln osób. Mogło, ale nie skorzystało, bo w czasie, kiedy lekarz mógłby przyjąć pacjenta, czekał, aż zjawi się ten, który w danym terminie był umówiony. Czekał, ale się nie doczekał.
W samym tylko województwie kujawsko-pomorskim takich nieodwołanych wizyt było ponad 57 tys. - Najwięcej, bo ponad 17, 2 tysięcy z fizjoterapii ambulatoryjnej, 12,6 tysięcy przypadków nieodwołanych wizyt dotyczyło świadczeń z zakresu ortopedii i traumatologii narządu ruchu, 10,2 tysięcy z kardiologii, 4,2 tysięcy z endokrynologii i 5,5 tysięcy z onkologii - wylicza Barbara Nawrocka, rzecznik prasowy Kujawsko-Pomorskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia w Bydgoszczy.
- Problem faktycznie istnieje. Wizyty, w których nie odwołano, a pacjent nie przyszedł w umówionym terminie, w naszym szpitalu stanowią jakieś 10 do 15 procent wszystkich wizyt - mówi Karolina Welka, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. ks. Jerzego Popiełuszki we Włocławku.
Podobnie jest w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym i. Rydygiera w Toruniu. - Faktycznie, jest to kłopot. Dotyczy on u nas kilkunastu procent wszystkich umawianych wizyt - mówi dr n. med. Janusz Mielcarek, rzecznik prasowy toruńskiej lecznicy. - Zachęcamy pacjentów, by informowali o tym, że nie mogą dotrzeć do lekarza w ustalonym terminie, by można taką wizytę odwołać. W przeciwnym wypadku nic się nie zmieni, a czas oczekiwania do specjalisty będzie się wydłużał.
- Mamy zespół procedur przyszpitalnych, który reguluje kwestię odwoływania wizyt - dodaje dyrektor Welka. - Warto, by każdy, kto wie, że nie będzie mógł zjawić się w jednej z naszych poradni we wcześniej ustalonym czasie, odwołał wizytę, choćby przez nasze call center. Ważne również, by zrobiono to dobę wcześniej. To dałoby szansę umówienia innego pacjenta, który czeka w kolejce na wizytę.
Problem z odwołanie wizyty u lekarza
Okazuje się jednak, że czynność teoretycznie prosta, może przysporzyć pewnych kłopotów. I to nie lekarzom, a przede wszystkim pacjentom.
- Bardzo mnie irytują te opinie, że to pacjenci są jedynie winni wydłużania kolejek do specjalistów przez swoje bezrefleksyjne podejście do umówionych wizyt - komentuje pani Ewa z Bydgoszczy. - Miałam kiedyś zarezerwowany termin u specjalisty w przychodni akademickiej i gdy na dwa tygodnie przed nim wiedziałam już, że nie będę mogła skorzystać, kilkanaście (!) razy o różnych porach dnia, w godzinach pracy przychodni, próbowałam zgłosić moją nieobecność. Bezskutecznie. Nie dziwię się ludziom, że nie są aż tak zdeterminowani, by pomóc bezsensownemu systemowi.
Pani Lucyna z powiatu bydgoskiego wskazuje inne problemy systemowe: - Dwa tygodnie temu byłam chora na covid i próbowałam odwołać stacjonarną wizytę u lekarza. Co z tego, gdy jedynym dostępnym dla pacjentów numerem telefonu był ten w rejestracji, okupowany od rana przez tych, którzy chcieli się do lekarza... umówić - opowiada.
- Zrezygnowałam po trzech próbach. Wiem, że publiczna służba zdrowia nie ma tyle pieniędzy, co prywatne centra medyczne, gdzie rejestratorki same telefonicznie potwierdzają obecność z wyprzedzeniem albo gdzie używa się programów z SMS do tego, ale może jednak warto zainwestować w jakieś prostsze rozwiązania, by oszczędzić pieniądze, czas lekarzy i pacjentów - dodaje.
