Miała Pani Magda coś jednak w sobie takiego, że w interakcjach fejsbukowych z klientkami wytworzyła wyjątkową więź - na tyle, że nie tylko nabierał człowiek (czy wręcz kobieta) przekonania do zakupu nowej odzieży, ale i czuł się lepiej, wspierając bydgoski starówkowy handel - choć za pośrednictwem sieci.
Wszystkie zamówione rzeczy przychodziły błyskawicznie, w promocyjnych cenach, z dogodnymi możliwościami zwrotu. I fajnym, życzliwym, a nie bezosobowym sieciówkowo kontaktem.
Trzymam więc kciuki za pomyślność biznesu Pani Magdy na Długiej. Mam nadzieję, że nie zamknie swojego butiku, że choćby - po tych nowych, pandemicznych doświadczeniach - przeniosła kiedyś swoją działalność głównie do internetu (bo dowiodła, że umie w nim świetnie sprzedawać), to zostawi sklep przy Długiej na przykład jako showroom. I może jest to wskazówka dla innych handlujących towarem i usługami - jak w nowych czasach zadbać „hybrydowo” o klienta. I przetrwać.
