https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Hipoterapia martwych dusz

Małgorzata Oberlan
Dwie Anny, hipoterapeutki ze stowarzyszenia „Razem”, odpowiedzą przed sądem za fałszowanie podpisów rodziców upośledzonych dzieci. Czy w Rypinie nabijano frekwencję, by zagarniać publiczne dotacje?

Dwie Anny, hipoterapeutki ze stowarzyszenia „Razem”, odpowiedzą przed sądem za fałszowanie podpisów rodziców upośledzonych dzieci. Czy w Rypinie nabijano frekwencję, by zagarniać publiczne dotacje?

<!** Image 2 align=right alt="Image 149140" sub="Szefostwo rypińskiego stowarzyszenia „Razem” - Katarzyna Zielińska i Henryk Siemiątkowski - nie ma sobie nic do zarzucenia. Zapewnia, że nikt nie był zmuszany do fałszowania dokumentacji. / Zdjęcia: Miłosz Sałaciński ">Obie dopiero co przekroczyły trzydziestkę, lubią dzieci i konie. Oddane swojej pracy - mówią o nich rodzice. Tydzień temu Prokuratura Rejonowa w Rypinie postawiła im zarzuty.

- Chodzi o fałszowanie dokumentacji z zajęć hipoterapii, prowadzonych przez Stowarzyszenie Osób Działających na rzecz Ludzi Niepełnosprawnych „Razem” w Rypinie - mówi prokurator Krzysztof Wieliński. - Wykazywano obecność dzieci, które w zajęciach nie uczestniczyły. Anna L. i Anna B. czyniły to bez wiedzy ich rodziców. To nie koniec śledztwa. Badamy wykorzystanie pieniędzy z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i Starostwa Powiatowego na hipoterapię.

Prokurator dodaje, że jest mu osobiście przykro. Bo takie szlachetne stowarzyszenie, taki piękny cel...

<!** reklama>Sandra przełamała strach

„W końcu nadszedł dzień, w którym Sandra przełamała strach. Poprosiła, aby posadzić ją na grzbiecie zwierzęcia. Był to dla niej moment przełomowy. Odkryła wtedy, ile radości może dać koń. Od tej pory bez żadnych oporów wykonuje wszystkie ćwiczenia. Stała się bardziej otwarta i pewna siebie, a na jej buzi, gdy tylko dosiada konia, pojawia się uśmiech. Cierpliwość przyniosła efekty. Wszystkim, którym jej brakuje, za wzór do naśladowania proponuję Sandrę” - napisała Anna L.

Tekst zamieszczono na ogłoszeniu „Razem”, zachęcającym do uczestnictwa w hipoterapii. Opatrzono zdjęciem roześmianej Sandry na białej klaczy, Syrenie.

Czy ktoś, kto pisze takie słowa, może być przestępcą?

<!** Image 3 align=left alt="Image 149140" sub="- Śledztwo trwa - najprawdopodobniej zarzuty zostaną postawione kolejnym osobom - mówi prokurator Krzysztof Wieliński">O rok młodsza od Anny L. jest Anna B. - pomocnica w terapii. Drobna, ciemnowłosa, przybita prokuratorskimi zarzutami. Obie przyznały się policjantom do fałszowania dokumentów. Przesłuchiwane były nawet po pięć godzin jednego dnia. I pękły.

- Zdarzało się, że podpisywałam się za rodziców, bo mnie o to prosili. Było też tak, że wpisywałyśmy nazwiska osób, których dzieci faktycznie nie uczestniczyły już w terapii. Ale robiłyśmy to tylko po to, by na ich miejsce mogły wejść dzieci spoza powiatu. W myśl realizowanego programu nie miały do tego prawa, ale tak bardzo nas o to prosiły... - tłumaczy szeptem kobieta.

Niestety, terapeutki podrabiały nie tylko listy obecności, ale i arkusze obserwacji psychopedagogicznej. Opisywały zachowania dzieci, których nie obserwowały.

Starostwo daje pieniądze

„Razem” zaczęło hipoterapię w Rypinie w 2008 roku. Wcześniej takie zajęcia prowadziła tu organizacja z Torunia. „Razem” pod wodzą prezesa Henryka Siemiątkowskiego rozpoczęło od mocnego wejścia: terapii dla 80 dzieci, dotowanej przez PFRON sumą 142 tysięcy zł i 40 tysiącami od starostwa.

Hipoterapia służyć miała dzieciom z porażeniem mózgowym, zespołem Downa, autyzmem i innymi schorzeniami. Jak stowarzyszeniu udało się namówić do udziału w zajęciach aż 80 rodziców? Wielu z nich to przecież mieszkańcy dość odległych wsi powiatu.

- Sami jeździliśmy po domach i wyszukiwaliśmy dzieci. W przychodniach zdrowia wywieszaliśmy ogłoszenia - mówi Katarzyna Zielińska, wiceprezes „Razem”. Choć jest odpowiedzialna za hipoterapię, boi się koni. Z trudem namawiamy ją, by stanęła przy nadzwyczaj spokojnej Syrenie.

W 2009 roku stowarzyszeniu było już łatwiej, bo pomagali lekarze, kierując dzieci na zajęcia. Ale na 2009 rok PFRON nie dał już ani grosza. Finansowanie hipoterapii, z gestii poszczególnych oddziałów funduszu, przeszło do jego centrali, a wniosek o dotację złożony przez „Razem”, przegrał w Warszawie z innymi.

- Merytorycznie był dobry, ale obejmował tylko stu beneficjentów. Dotacje dostały wnioski wielkich fundacji dla kilkuset chorych. Liczyła się liczba - dodaje Katarzyna Zielińska.

Hipoterapię w Rypinie uratowało wtedy starostwo. Szybko ogłosiło konkurs na organizację takich zajęć dla 40 osób. Wygrało „Razem” - jedyny uczestnik konkursu. Otrzymało 70 tys. zł dotacji. Podobny konkurs „Razem” wygrało i w tym roku. Jako jedyne starało się o 54 tysiące z powiatu na hipoterapię dla 25 dzieci. Zdobyło je. - Każdy mógł wystartować. Ogłoszenie było na stronie internetowej - zaznacza prezes Siemiątkowski.

„Końskie śledztwo” policjanci z komendy powiatowej w Rypinie zaczęli pod nadzorem prokuratury w styczniu. Od tego czasu przesłuchali wiele osób: pracowników stowarzyszenia, rodziców chorych dzieci, urzędników.

Pani X. mieszka w powiecie rypińskim. Jej wsi nie ma na wielu mapach. O tym, że z konikami jest jakaś afera, dowiedziała się na komisariacie.

- Zawezwali, to pojechałam. Nie wytłumaczyli, o co się rozchodzi. Wypytywali tylko o córkę, zajęcia na koniu, kto podpisywał listy obecności - relacjonuje kobieta. - Za mnie podpisywała D., moja kuzynka, bo i sama ją o to prosiłam. Jak już przestała tam pracować, to nie podpisywała. A córka? W 2008 roku uczestniczyła w zajęciach. W 2009 już nie, bo nie dostała orzeczenia o niepełnosprawności. Zresztą, wyleczyła się z białaczki.

W takim razie jakim cudem nazwisko pani X. wzięło się na listach w 2009 roku? Kobieta nie pojmuje. Ona zgody nie dawała. Nie zgłosiła jednak też rezygnacji z hipoterapii ani telefonicznie, ani pisemnie.

Wiceprezes Zielińska przyznaje, że z niektórymi rodzicami był prawdziwy kłopot. - Rodziny ze wsi, rodziny zmieniające adres, rodziny patologiczne... Z częścią kontakt był naprawdę trudny. A zapisy w umowie ze starostwem nie mówiły nic o tym, kiedy jesteśmy zobowiązani wykreślić dziecko z grupy uczestników terapii. Takie zapisy pojawiły się dopiero teraz - podkreśla.

Nikogo nie zmuszałem!

„Razem” przez dwa lata zainkasowało ćwierć miliona złotych na hipoterapię. Dysponuje czterema końmi. Według wyliczeń wiceprezes Zielińskiej, pieniądze przede wszystkim były przeznaczane na pensje dla czterech hipoterapeutek i dwóch pomocników, masztelarza, koordynatora i księgowej. Trzeba też było mieć fundusze na utrzymanie i eksploatację pomieszczeń (dzierżawa stajni, padoku, opłaty za energię itp.). W końcu - na zakup sprzętu do terapii i utrzymanie koni.

Poza tym, dzieci trzeba było ubezpieczyć, zwierzęta leczyć, a pracownikom wypłacać delegacje. - Najwięcej było tych do PFRON-u do Torunia oraz na wsie, w poszukiwaniu paszy dla koni - mówi Katarzyna Zielińska.

Henryk Siemiątkowski w rozmowie ustępuje pola energicznej zastępczyni. Nie czuje się winny. - Bardzo zależało mi na frekwencji - przyznaje. - Ale nikogo nie zmuszałem do fałszowania dokumentacji.

* * *

Jak pożytkowano publiczny grosz? Czy prezesi stowarzyszenia nie wiedzieli, co robią pod ich skrzydłami dwie hipoterapeutki? Prokurator rejonowy zapowiada, że najprawdopodobniej zarzuty zostaną postawione kolejnym osobom. Finał śledztwa zapowiada na przełom kwietnia i maja.

Fakty

Wpłacali też rodzice

Po podpisaniu umowy w 2009 r. ze starostwem w Rypinie na prowadzenie hipoterapii, zarząd stowarzyszenia „Razem” „podjął uchwałę o dobrowolnej wpłacie przez rodziców dzieci biorących udział w hipoterapii na cele statutowe stowarzyszenia. Nawet bardzo drobne kwoty zasiliły konto” (archiwum „Razem”, 8.04.2009 r.)

W sierpniu 2009 r. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Rypinie skontrolowało prowadzenie hipoterapii. „Kontrola wypadła pomyślnie”- napisało „Razem”. W styczniu 2010 prokuratura wszczęła śledztwo.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski