Również badania sprzedaży alkoholu w małych opakowaniach pokazują, że na około 1,3 mln małpek codziennie kojących Polaków, aż 31 proc. trafia do ich kieszeni czy torebek właśnie o poranku. Temat małpek wrócił na tapet po nawale ogniowej, skierowanej przez rząd na producentów alkoholu w tubkach. Podnoszący go chcieli pokazać, że wódka w małpkach jest znacznie większym niż tubki, a wciąż nierozwiązanym problemem dotyczącym alkoholu. Ja zaś wspomniałem o porze spożywania małpek po to, byśmy sobie uświadomili, że poranna sprzedaż alkoholu bardziej wpływa na zdrowie Polaków, niż sprzedaż głęboką nocą.
Bydgoscy radni wciąż zastanawiają się, czy warto pójść za przykładem m.in. Krakowa i nie wprowadzić nad Brdą nocnej prohibicji, włączając w to także stacje paliw. Cóż, może rzeczywiście pijackich burd, tak jak ponoć teraz w Krakowie, byłoby u nas mniej. Jednak musiałaby to być nocna prohibicja całkowita, a nie częściowa, polegającą na zmniejszeniu liczby sklepów z nocną sprzedażą alkoholu. W tym drugim przypadku zafundowalibyśmy sobie bowiem nocną turystykę alkoholową, przynajmniej w części uskutecznianą przez podtrutych już C2H5OH osobników za kierownicą, gorączkowo poszukujących po mieście wciąż czynnej miodosytni.
Podstawowy problem z klientami nocnych stoisk monopolowych jest bowiem taki, że w znakomitej większości nie są to zdrowi ludzie, lecz mniej lub bardziej uzależnieni alkoholicy. A tych w drodze do celu żaden przepis nie zatrzyma.
