Na scenie pojawia się mała, trzyosobowa grupka aktorów, by opowiedzieć widzom podczas lirycznego spektaklu o odwróconym marzeniu. Andrej jako młodzieniec śnił o wyrwaniu się z prowincji i pracy w stolicy. Nawet tak z pozoru mało atrakcyjnej pracy, jak dozorca. Wprawdzie dozorca, ale za to w narodowym teatrze. Może to otoczenie sprawiło, że Andrej, gdy dożył już chrystusowych lat, swe marzenia skierował w przeciwnym kierunku.
Gdzieś na Polesiu, nad Prypecią, jego dziadek zbudował chatę. Dziadek od dawna nie żyje, chata łopianem zarosła, ale nadal można ją odbudować, podobnie jak sąsiedzkie relacje. Można podjąć próbę powrotu do świata, który odebrała nam gorączkowa pogoń za wciąż przyspieszającą cywilizacją.
Trójka Kupałowców kreśli Polesie bardzo prostą kreską. Andrej trafia tam wprawdzie z Mińska dzięki kosmicznej podróży, lecz jedynym kosmicznym rekwizytem jest podczas tej wyprawy hełmofon. Za statek kosmiczny wystarczy zwykłe, przypominające pryczę łóżko (skojarzenie z sennym majakiem jest tu jak najbardziej uprawnione). Dźwięki znad Prypeci emituje natomiast prymitywne radio, kojarzące się z głośnikiem w kołchozowym radiowęźle.
Mimo tej prostoty, technika jednak wspomaga Kupałowców. Projekcje wideo w tle sceny nie czarują wprawdzie kolorami, lecz ich czarno-biała stylistyka i kreska przywodząca na myśl rysunki dzieci pozwalają na swobodną grę wyobraźni. Dziecięce wizje nie muszą przecież być perfekcyjne. Podobnie jak adaptacja w świecie dziadków.
