<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Z filmem dokumentalnym w naszych telewizjach jest trochę tak, jak z nobliwym wujkiem - starym nudziarzem. Wszyscy członkowie rodziny niby szanują go niezmiernie, bo opowiada różne mądrości, ale jakoś tak się składa, że chętniej goszczą rozrywkowego kuzyna. A wujek niech lepiej pojedzie sobie gdzie indziej.
Ta specyficzna pozycja naszego filmu dokumentalnego to trochę efekt nowego formatowania najważniejszych, otwartych kanałów telewizyjnych - obudowywanych dziś antenami tematycznymi - ale trochę też wina jakości samych „dokumentów”. Bo zdarzają się fajerwerki - choćby na miarę pamiętnej „Arizony”, która zmusiła nas do debaty o sierotach po PRL - ale z rzadka. Głównie mamy pasmo rozczarowań - i formą, i treścią. Na szczęście czasami pojawia się coś wyjątkowego. Jak „Trzech kumpli”. Film, który ma taką siłę, że wywraca nasze myślenie na parę tematów.
<!** reklama>O „Trzech kumplach” Ewy Stankiewicz i Anny Ferens - przejmującej opowieści nie tylko o Maleszce, Wildsteinie i Pyjasie, pułapkach PRL i III RP - trąbi się od paru dni we wszystkich mediach. Nie ma co się więc wdawać w dyskusje o naiwności i cynizmie polityków i autorytetów, czy też o istocie kraju tajnych służb. Bo najważniejsze, co udało się w tym filmie - i na pewno najbardziej wstrząsające - to, moim zdaniem, znakomita rekonstrukcja mentalności „dobrego agenta”. Nie ofiary złych ubeków, którą, jak nam wmawiano, trzeba chronić przed oszołomami. Ale człowieka autentycznie demonicznego. Takiego, który, jak się wydawało, grasuje tylko po mrocznych książkach. Bo Lesław Maleszka nie był zwykłym kapusiem. Był prowokatorem, który wkręcał przyjaciół, żeby na nich donosić. Człowiekiem, który chciał rozgrywać, wykazywał diabelską inicjatywę, był perfekcyjnym manipulatorem. Który doniósł nawet na własnego ubeka. W filmie nie ma wyrzutów sumienia Maleszki, jest parę scen porażających, kiedy opowiada na zimno, jak zareagowałby, żeby wykręcić kota ogonem i otumanić gawiedź. Ba, czuje się też tę makabryczną, przewrotną dumę Maleszki, że potrafił być aż takim manipulo, że kręcąc wszystkimi, zmieniał ludziom życie, skazywał ich na tragedie albo ocalał. Z opowieści innych o nim wyłania się portret człowieka nieco nieżyciowego, naiwnego idealisty, trochę nieudacznika. Może więc jakaś forma odreagowania zmieniła go w demona? Nagle miał władzę, pieniądze, kreował świat... Dramat polega na tym, że za tym kreowaniem stało zastraszanie, bicie i niszczenie ludzi.
Autorkom „Trzech kumpli” wyszło wszystko - i dramaturgia, i montaż, i dokumentacja, i nawet rekonstrukcje. O dziwo, bo zwykle takie scenki robią wrażenie amatorskiego teatrzyku. Chwała też TVN. Bo był taki moment, że stacja jakby się lekko zagubiła w swojej politycznej krucjacie. Takie pomysły, jak hołdownicze hymny Dody wobec wzruszonego premiera Donalda to już była żenada. Na szczęście widać, że ranga stacji wraca.