Ta sprawa wstrząsnęła bydgoszczanami trzy miesiące temu. Dziś wdowie pomagają już dobrzy ludzie, ale trzeba postawić kropkę nad i.
<!** Image 2 align=none alt="Image 167430" sub="Po śmierci męża, jedynego żywiciela rodziny, pani Ewa została sama z trójką dzieci. Jej sytuacja jest bardzo trudna">
Mąż pani Ewy pracował w firmie budowlanej. Wyszedł do pracy rankiem 10 września. Nigdy z niej nie wrócił. Po dwóch miesiącach znaleziono zwłoki, niedaleko spalony i splądrowany samochód. Sprawy jeszcze nie wyjaśniono do końca. Teraźniejszość wdowy jest taka: do dwójki rodzeństwa (6 i 3 lata) dołączyła urodzona trzy tygodnie temu Natasza, dziś mija termin wynajmu lokalu, zajmowanego od 7 lat na Szwederowie, a jedynym źródłem utrzymania są zasiłki społeczne. Przyszłość to maleńki lokal socjalny na Błoniu do kapitalnego remontu.
<!** reklama>
- Do czerwca ubiegłego roku prowadziłam sklepik, przynosił same straty, mieliśmy zaległości w ZUS - opowiada pani Ewa. - Skończyłam tę działalność z długami, utrzymywaliśmy się tylko z tego, co na czarno w budownictwie zarobił mąż. Niestety, byliśmy też skonfliktowani, nie tylko na tle finansowym, z właścicielami. Dzień przed zaginięciem męża postanowiliśmy szukać nowego miejsca.
O małżeństwie S. Bydgoszcz usłyszała, gdy Ewa S. nagłośniła w mediach akcję poszukiwawczą męża. Wtedy nic to nie dało. W listopadzie (podobno nad Wisłą) odnaleziono zwłoki w stanie kompletnego rozkładu.
- Sekcja zwłok niczego nie wyjaśniła, nie podano przyczyny zgonu, nie pozwolono nam ich zobaczyć - mówi wdowa. - Później, z pisma z sądu, dowiedziałam się, że tak naprawdę odnaleziono je w lesie między Strzyżawą a Ostromeckiem, nie nad wodą, niedaleko miejsca, gdzie później odnaleziono nasz spalony i okradziony samochód. Do tego wątku sprawy zatrzymano mieszkańców okolicy. Nie byliśmy ubezpieczeni, nie mieliśmy z czego zapłacić za pogrzeb, wzięła to na siebie krewna. Mąż był jedynym żywicielem rodziny, gdy zaginął, w domu było sto złotych...
O pani Ewie powiedziano radnej Grażynie Kufel i szefowi Stowarzyszenia „Bezpieczeństwo Dziecka”, Robertowi Lubrantowi. - Trudno sobie wyobrazić bardziej traumatyczne doświadczenia - ocenia radna Kufel. - Ona i dzieci przeszli tak wiele! Mieszkają na terenie mojego okręgu, więc pomoc była naturalna. Udało się do niej przekonać wielu ludzi, właścicieli tego domku, gdzie mieszkają dziś, niestety nie. Świetnie spisał się ROPS z ulicy Żwirki i Wigury, pedagog szkolny. Załatwiliśmy mnóstwo formalności. Tydzień temu prezydent podpisał zgodę na przekazanie z zasobów ADM lokalu socjalnego. Ma 34 metry, jest do kompletnego remontu. Pilnie trzeba założyć instalacje, naprawić sufit, wstawić okna. Prywatni sponsorzy już wyłożyli na pierwsze prace. Ekipa pracuje, by za dwa tygodnie pani Ewa z dziećmi mogła się wprowadzić do lokalu na Błoniu. Jej synek mógłby w przyjaznych warunkach pójść do szkoły.
- To dzielny dzieciak - dopowiada Robert Lubrant. - Ma sześć lat, a nosił załatwiony przez nas węgiel, bo mama była w zaawansowanej ciąży. W grudniu byliśmy u nich z paczkami świątecznymi, jakimiś ciuszkami. Im przyda się dosłownie wszystko, najpilniej jednak trzeba zapłacić za remont, który będzie kosztował około 5 tysięcy złotych. Udostępniamy swoje konto, gwarantujemy, że wszystko co do grosza będzie rozliczone, poświadczone fakturami.
- Mogę tylko podziękować każdemu, kto będzie chciał dla nas cokolwiek zrobić. Więcej nie udźwignę... - prosi młoda wdowa.
***
Chcesz pomóc?
Konto Stowarzyszenia Bezpieczeństwo Dziecka: Bank Zachodni WBK w Bydgoszczy, nr 16 1090 1072 0000 0001 1513 1363, z dopiskiem „darowizna dla Ewy”. Więcej informacji - tel. 505 045 164,
e-mail: [email protected].