Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera Netflix: “Jestem wszystkimi dziewczynami” – czyli wycieczka do piekła i jeszcze dalej

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Handel ludźmi, to taki temat, przy którym cała wesołkowatość w człowieku topnieje, jak ten śnieżek na wiosnę. Bo wszystko jest tu albo paskudne, albo paskudne bardziej, albo paskudne nie do wytrzymania. „Jestem wszystkimi dziewczynami” to zdecydowanie ta trzecia szuflada – nie dość, że chodzi o handel dziećmi, to jeszcze wpisany w cały system gnijącego moralnie państwa. Tyle, że choć niby wszystko się w tym filmie się zgadza i pracuje jak trzeba, to efekt w fotele nas nie wbija.

Netflix zafundował nam tym razem niezły smakołyk, bo kino południowoafrykańskie. Bo choć filmów kręconych, dajmy na to, w Kapsztadzie jest ostatnio całkiem sporo, to z reguły są to światowe produkcje, lokalizowane jedynie w milutkich okolicznościach przyrody. W „Jestem wszystkimi dziewczynami” akcja rozgrywa się w Johannesburgu i Durbanie, miastach nie tak uroczych jak Kapsztad, za to znacznie lepszych jako sceneria do pokazania raju i piekła RPA. A piekła, to już zwłaszcza.

Tak więc wszystko zaczyna się na finiszu apartheidu, nawiązaniem do słynnej wówczas afery Afrykanera – porywacza dzieci. Krążyły wtedy różne wersje tej historii, m.in. i taka, że afera pedofilska sięgała samych szczytów władzy, a nawet, że dzieci eksportowano jak zwykły towar do krajów arabskich czy Iranu w zamian za produkty niedostępne z powodu embarga. Szybko skaczemy jednak o kilka dekad. W Johannesburgu znalezione zostają zwłoki Afrykanera – pedofila, z wyrytymi na piersiach trzema literami. Śledztwo prowadzi biała policjantka – z tych, co to się żadnemu szefowi nie kłaniają – a pomaga jej czarnoskóra techniczka kryminalistyczna. No i wkrótce oznakowanych literami ofiar pojawia się więcej.

Co jest plusem tego filmu? Sam dramat handlu dziećmi i różnych pięter pedofilskiego piekła pokazano mocno, ale bez przegięć. Bez epatowania dosadnością, bez wpadania w ckliwość, ale na tyle sucho i mrocznie, że piąstki same nam się zaciskają. Nienachalnie budują też nastrój zdjęcia. No a przede wszystkim czujemy te południowoafrykańskie zmory, które ciągną się za tym niezwykłym krajem od dekad, zmory kiedyś zdemoralizowanego państwa nadzorców i nadzorowanych, a dziś państwa w dużej mierze bezzębnego wobec zła.

No więc dlaczego coś mi tu zgrzyta? Bo film tak przycisnął wątek państwowo-pedofilski, że roztopił w nim cały fabularny motyw kryminalnego śledztwa. A jak się wydaje, to miał być jednak szkielet tej opowieści. Tymczasem ani nie ma tu zagadki, ani wyraźnych zwrotów akcji, wszystko idzie jak po sznurku, a my zastanawiamy się, czemu nikt tu niczego nie odgaduje, skoro nawet my, nieboraczki, wiemy, kto szczuł i co było grane. I nie ratuje tego nawet ciekawe zmienianie punktów widzenia na całą historię. No i bohaterki dramatu, na których skupia się kamera… Główna heroina jest tak bardzo poukładana z filmowych stereotypów niesfornego gliniarza, co jak się wgryzie w sprawę, to nic go nie zatrzyma, że aż zęby bolą. Żeby chociaż pani nie piła, jak ci wszyscy niepokorni gliniarze… Ale pije. Na szczęście tym razem świetne południowoafrykańskie wino.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera