Powoli przestaję cokolwiek rozumieć z tego tańca, w którym każda ze stron zdaje się obawiać wykonania pierwszego kroku. Jak zwykle chodzi o śmieci, czyli dużą kasę z naszej kieszeni. Bo za odbiór odpadów płacimy już od 1 stycznia naprawdę niemało. W tej chwili nie podpisano umów na wywóz śmieci z paru wielkich bydgoskich osiedli,. Bo najpierw ktoś się odwołał, potem inna firma uznała się za pokrzywdzoną. Ostatecznie za najkorzystniejszą ofertę po już wszystkich wyrokach Krajowej Izby Odwoławczej Urząd Miasta Bydgoszczy uznał propozycje dolnośląskiej firmy Komunalnik.
Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że umowy miasto jeszcze nie podpisało, a konkurencja broni nie składa. Jak piszemy dziś na stronie 3, ratusz rozpoczął kontrolę - zupełnie niezależną od przetargu - firm wpisanych do tzw. po prostacku "rejestru". To lista podmiotów, które mogą legalnie odpady odbierać na terenie miasta. Jak coś nie gra, firmę się z listy wyrzuca. No i okazuje się, że pani prezes - zdaniem konkurencji - podobno nie była panią prezes Komunalnika, więc nie mogła w Bydgoszczy składać ofert w przetargu i sygnować ich swoim podpisem. Jaki finał będzie - nie wiem. Wiadomo na razie tyle, że firma szuka ludzi do pracy w powstającej w Bydgoszczy bazie, oferując im 4-5 tys. zł brutto miesięcznie.
Wszystkim dobrze życzę. Ale tańczyć nie umiem.
