Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do krwi ostatniej...

Grażyna Ostropolska
Sąd orzekł, że to, co dyrekcja bydgoskiego pogotowia nazywa ”złośliwym nękaniem” jest... uprawnionym zadawaniem pytań, na które należy pacjentowi, jego bliskim lub dziennikarzom odpowiedzieć.

Sąd orzekł, że to, co dyrekcja bydgoskiego pogotowia nazywa ”złośliwym nękaniem” jest... uprawnionym zadawaniem pytań, na które należy pacjentowi, jego bliskim lub dziennikarzom odpowiedzieć.

<!** Image 2 align=none alt="Image 202366" sub="Andrzej Kaniecki chciał się dowiedzieć, dlaczego pogotowie zatrudnia człowieka z trzema wyrokami na koncie Fot.: Tymon Markowski">

To ważny wyrok, bo nie pozwala na kneblowanie ust i zamiatanie brzydkich spraw pod dywan; zwłaszcza, gdy dotyczą one instytucji zaufania publicznego, jaką jest pogotowie.

Kierownictwo Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego nie godzi się z takim wyrokiem i wnosi apelację. Chce ukarania Andrzeja Kanieckiego, a sędziemu zarzuca „bezrefleksyjnie obdarzenie wiarą wersji obwinionego, który jako trybun ludowy miałby działać w interesie społecznym i wypleniać rzekome nieprawidłowości w funkcjonowaniu stacji pogotowia ratunkowego”.

Wydawałoby się, że to dyrekcji pogotowia przydałoby się więcej refleksji nad etyką i misją pogotowia. Przypomnijmy genezę tego kuriozalnego procesu. Andrzej Kaniecki (uniewinniony w październiku od zarzutu nękania pracowników pogotowia) to ojciec 19-letniego Dawida, który 15 lat temu zginął w samochodowym wypadku pod Strzyżawą. O tej tragedii było głośno, bo do ofiar przyjechała...

pijana erka

Świadkowie twierdzili, że chłopak jeszcze żył, gdy chwiejący się na nogach lekarz Dariusz Z. (2,2 promila alkoholu we krwi) i asystujący mu pielęgniarz Leszek S. (0,86 promila) stwierdzi jego zgon i spłoszeni okrzykami świadków: „Ten lekarz jest pijany”, odjechali. Na miejscu zjawiły się straż pożarna i policjanci. Strażak nachylił się nad Dawidem i krzyknął: „On się rusza! On żyje!” Policjant Włodzimierz D. ponownie wezwał pogotowie, a po godzinie oczekiwania zagroził dyspozytorce, że sam przyjedzie po lekarza. Przysłano wtedy drugą erkę, tym razem z trzeźwą załogą, a lekarz Jarosław C. stwierdził zgon Dawida.

<!** reklama>

- Pan Kaniecki nigdy się nie dowie, czy jego syn mógł żyć... - powiedział w sądzie adwokat oskarżonego lekarza i od tych słów ojciec Dawida nigdy się nie uwolni. Nie zapomni też o matactwach i fałszerstwach, którymi usiłowano zakryć prawdę.

Kiedy policjanci zdecydowali się przebadać alkomatem załogę pijanej erki, lekarz Jarosław C. - ten z trzeźwej erki - wziął dowód pijanego kolegi Dariusza Z. i poddał się badaniu, a pod wynikiem podpisał się jego nazwiskiem, zaś Leszka S. podmienił trzeźwy sanitariusz Wojciech M.

Cwany plan

ratowania pijanych kumpli popsuli świadkowie zdarzenia: Ingrid J. i jej syn. Chcąc się upewnić, że pijany lekarz poniesie konsekwencje, zadzwonili na policję, a gdy usłyszeli, że przebadana załoga była trzeźwa, zdecydowali się na konfrontację. Pojechali z policjantami do stacji pogotowia i przyjrzeli się badanym, a gdy nie dostrzegli wśród nich pijanego lekarza z brodą, policja przeszukała stację i wyciągnęła Dariusza Z. ze służbowego pokoju. Pobrano krew wszystkim pracownikom stacji. U pielęgniarza Leszka S. wykryto alkomatem 0,86 promila, ale potem pracownica pogotowia jeszcze dwukrotnie pobierała mu krew, tłumacząc, że miejsce nakłucia niepotrzebnie posmarowano spirytusem. Ostatnią próbkę pobierano mu już przy innym policjancie, który nie sprawdził personaliów i wysłano ją do Gdańska. Wynik, który prokurator otrzymał po 3 miesiącach, wskazywał, że we krwi pielęgniarza nie było alkoholu i nie zawierał grupy krwi. Andrzej Kaniecki dowiedział się o tym, przeglądając akta w prokuraturze i zaczął podejrzewać manipulację. Kserował akta, zadawał...

niewygodne pytania

O jego ciernistej drodze dochodzenia prawdy pisaliśmy w 2011 r. w publikacjach: „Czy Dawid mógł żyć?” i „Skandal w pogotowiu ratunkowym”. Wyszło na jaw, że ukarany za nakłanianie i składanie fałszywych zeznań pielęgniarz Leszek S. ma na koncie inne wyroki. Jeden za paserstwo (już zamazany) i całkiem świeży z lutego br. za udział w aferze korupcyjnej. Wraz z kolegami ze stacji pogotowia: ratownikiem Romanem Ż. i sanitariuszem Marianem Sz. naganiał doktorowi Januszowi G. chętnych na lewe zwolnienia lekarskie. Kasowali od 30 do 150 zł za jeden kwit z lekarską pieczątką. Leszkowi S. udowodniono przyjęcie co najmniej 73 łapówek i wymierzono półtora roku w zawieszeniu na 3 lata.

Andrzej Kaniecki chciał się dowiedzieć od kierujących Wojewódzką Stacją Pogotowia Ratunkowego, dlaczego zatrudniają człowieka z trzema wyrokami na koncie. Potraktowano go obcesowo, kazano zadać pytanie na piśmie, ale i na nie nie odpowiedziano. Prosił dyrektora pogotowia o wgląd w dokumenty, dotyczące śmierci jego syna i też ich nie dostał, choć... Zarówno prokurator wojskowy, jak i cywilny nie mieli wątpliwości, że Kaniecki to pokrzywdzony, który wszedł w prawa zmarłego syna i dyrektor pogotowia musi mu te dokumenty okazać.

Prośby i pytania Kanieckiego oraz wizyty i telefony zainteresowanych tematem dziennikarzy tak wkurzyły dyrektora WSPR, rzecznika stacji i jego zastępcę oraz pielęgniarza Leszka S., że...

oskarżyli go o złośliwe nękanie

Sędzia Piotr Wiśniewski uznał, że niesłusznie i... Kanieckiego uniewinnił, a w uzasadnieniu wyroku podzielił się z pokrzywdzonymi refleksją: „W tej sprawie jaskrawo widać, że obwiniony nie zwracał się ze swymi pytaniami do przypadkowych osób tylko do dyrektora pogotowia, rzecznika prasowego i jego zastępcy, a więc osób kompetentnych do udzielenia informacji. W ocenie sądu pracujący na tych stanowiskach powinni być przygotowani na zadawanie pytań, niejednokrotnie trudnych i niewygodnych ze strony pacjentów, ich bliskich czy dziennikarzy, gdyż jest to immanentna część ich pracy”.

Sąd uznał też za naturalne zadawanie pytań w sprawie Leszka S. i tak to uzasadnił: „Wyroki sądowe są publiczne i obwiniony Kaniecki miał prawo dowiadywać się, czy przełożony Leszka S. wie o jego karalności i domagać się wyjaśnienia, dlaczego taka osoba nadal jest zatrudniona. Rację też ma obwiniony twierdząc, że zawód wykonywany przez Leszka S. jest na tyle odpowiedzialny, że prawomocne karne wyroki skazujące mogą rodzić wątpliwości co do słuszności wykonywania przez niego tego rodzaju pracy”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!