Od nowa ruszy postępowanie w sprawie nagany za rzekome nękanie pracowników pogotowia przez Andrzeja Kanieckiego. Wczoraj okazało się, że wyrok Sądu Rejonowego... zaprzeczał sam sobie.
<!** Image 2 align=none alt="Image 205810" sub="Andrzej Kaniecki i mecenas Anna Gizińska nie kryli rozczarowania uchyleniem wyroku z 2012 roku
Fot.: T. Czachorowski">
Andrzej Kaniecki to ojciec tragicznie zmarłego w wypadku samochodowym w Strzyżawie Dawida. Było to w listopadzie 1997 roku. Od tego czasu Kaniecki tropił pogotowie i dokumenty, zastanawiając się, czy syn mógł żyć. Przypomnijmy, że na miejsce przyjechała karetka z pijanym lekarzem.
Raz winny, raz niewinny
Pod koniec 2011 roku ówczesny dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia w Bydgoszczy, Jan Rzepecki, zawiadomił fordońską policję o tym, że Andrzej Kaniecki nęka stację i jej pracowników. Miał nachodzić dyrektora, Tadeusza Stępnia, rzecznika stacji, pracownika pogotowia Marcina P. i pielęgniarza Leszka Siuzdaka. Sąd zaocznie uznał Kanieckiego za winnego i udzielił mu nagany.
Skazany odwołał się od wyroku i po prawie roku Sąd Rejonowy go uniewinnił. Tym razem jednak odwołali się czterej pracownicy stacji pogotowia, występujący także jako oskarżyciele posiłkowi.
Wczoraj sędzia Sądu Okręgowego Anna Osińska uchyliła poprzedni wyrok i sprawę ponownie skierowała do Sądu Rejonowego. - W wyroku jest bardzo wiele uchybień i w takiej postaci ostać się on nie może - stwierdziła.
Wyrok korzystny dla Kanieckiego składał się z dwóch punktów. W pierwszym mowa o uniewinnieniu, a w drugim o... umorzeniu sprawy z powodu przedawnienia.
- Oba zapisy wzajemnie się wykluczają - uzasadniała sędzia Osińska, podkreślając, że Sąd Rejonowy nie zadał sobie trudu ustalenia okresu, w którym miało dochodzić do nękania pracowników WSPR.
<!** reklama>
Sąd niższej instancji miał błędnie założyć, że nie można złośliwie nękać pracowników instytucji publicznej. Dotyczyć to miało Marcina P., który w pogotowiu zajmuje się zamówieniami, a nie dokumentacją medyczną. - To tak, jakby żądać od pracownika gospodarczego sądu wydania uzasadnienia wyroku - skomentowała sędzia Anna Osińska.
Jak policzek z dwóch stron
Błędem było wypraszanie z sali rozpraw kolejnych oskarżycieli posiłkowych ze strony pogotowia tylko dlatego, że jednocześnie byli świadkami. Sędzia podkreśliła, że w sprawie Strzyżawy zapadały wyroki, osoby były skazywane, ale kary już uległy zatarciu i „te fakty należy przyjąć do wiadomości”. - Nagrywanie rozmów bez wiedzy i zgody rozmówcy nie jest objawem wysokiej kultury osobistej - stwierdziła, komentując zachowanie Andrzeja Kanieckiego w WSPR.
Wczoraj na sali byli tylko Leszek Siuzdak i Andrzej Kaniecki. Ten ostatni stwierdził: - Poczułem się, jakbym dostał policzek z dwóch stron.
Leszek Siuzdak powiedział: - Jestem zadowolony. Ta sprawa zacznie się na nowo i potoczy, jak trzeba.