Zobacz wideo: Zarzuty dla Piotra C., członka Rady Nadzorczej MWiK

Bydgoszczankę założono w 2010 roku. Firma miała kontynuować prace po zlikwidowanym Zakładzie Robót Publicznych. Spółdzielnia w praktyce była firmą miejską, bo Bydgoszcz miała w niej większościowe udziały. Powołało ją do życia miasto Bydgoszcz i powiat bydgoski. Bydgoszcz miała 84 udziały warte 420 tysięcy zł.
Dla bezrobotnych i skazanych
Spółdzielnia zatrudniała bezrobotnych bez wykształcenia kierunkowego, dawała zajęcia skazanym przez sądy na prace społecznie użyteczne. Robotnicy Bydgoszczanki sprzątali dzikie wysypiska śmieci, czasami układali chodniki albo - jak w 2014 roku - czyścili stojący na bydgoskim Starym Rynku Pomnik Walki i Męczeństwa.
Straty coraz wyższe
Na początku ub. roku okazało się jednak, że spółdzielnia nie radzi sobie finansowo. Zatrudnienie spadło do 9 osób. Bydgoski ratusz jedną z przyczyn takiego stanu tłumaczył tym, że Bydgoszczanka nie dała rady w pandemii. W 2021 roku przyniosła stratę prawie 139 tys. zł, a na koniec roku jej zobowiązania obliczono na 507 tys. zł. W dodatku Bydgoszczanka straciła możliwość korzystania ze zleceń ze strony miasta i musiała wejść na wolny rynek i brać udział w przetargach i trybie zapytań ofertowych. Decyzją Rady Miasta Bydgoszczy spółdzielnię postawiono w stan likwidacji.
Co wynika z lustracji Bydgoszczanki?
Tzw. lustrację spółdzielni przeprowadził Ogólnopolski Związek Rewizyjny Spółdzielni Socjalnych w Warszawie. Lustracja obejmowała lata 2019 - 2022.
W dokumencie, który w odpowiedzi na interpelację dotarł do Jarosława Wenderlicha, przewodniczącego klubu radnych PiS, czytamy m.in. "Spółdzielnia do końca lutego 2022 spełniała wymóg dotyczący zatrudnienia określony w ustawie o spółdzielniach socjalnych. Ze względu na brak zleceń w trybie in house oraz zachwiania się pozycji na rynku lokalnym, czego skutkiem była utrata płynności finansowej, spółdzielnia rozwiązała umowy z pracownikami".
Można było uratować?
- Zwracam uwagę na informację z lustracji na początku strony 3: o poinformowaniu przez Zarząd o zaistniałej sytuacji jednostek samorządu terytorialnego i brakiem odpowiedniego wsparcia. Pozostaje otwarte, więc pytanie czy Spółdzielnię Socjalną Bydgoszczanka można było uratować? - pyta Jarosław Wenderlich, szef klubu radnych PiS.
"W związku z zaistniałym problemem zarząd po uprzednim poinformowaniu jednostek samorządowych odpowiednim pismem o zaistniałej sytuacji oraz brakiem odpowiedniego wsparcia postanowił wnioskować o likwidacje spółdzielni" - brzmi dosłownie fragment z lustracji Bydgoszczanki.
Likwidacja nieunikniona
Tyle że samorządu ratować spółdzielni nie zamierzały. W uzasadnieniu projektu uchwały RM Bydgoszczy o jej likwidacji zaznaczono, że realizowane przez Bydgoszczankę usługi nie wystarczają na jej prawidłowe funkcjonowanie w zakresie ekonomicznym poprzez osiąganie przychodów pozwalający na rozwój i odtwarzanie majątku, a problemy z płynnością finansową spowodowały zadłużenie wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. "Brak zaświadczenia z ZUS o niezaleganiu z płatnościami zamyka ostatecznie możliwość startowania w przetargach i zapytaniach ofertowych. W obliczu tak niekorzystnej sytuacji finansowej oraz braku perspektyw na jej poprawę, likwidacja spółdzielni jest nieunikniona" - czytamy.