Wiadomo jednak, że stowarzyszenie nie będzie miało nawet cząstki perspektyw, które dawałby twór ustawowy. Bo pieniędzy na stowarzyszeniowe pomysły nikt z zewnątrz nie da, a przywództwo Bydgoszczy bez zastrzyku zewnętrznych pieniędzy będzie słabe i podatne na krytykę.
Ustawowe metropolie pogrzebało PiS, gdy doszło do władzy. Jeszcze dźwięczą mi w uszach płomienne wystąpienia, m.in. posła i szefa PiS w okręgu toruńsko-włocławskim, Jana Krzysztofa Ardanowskiego, który przekonywał, że Polska to nie tylko syte mieszczuchy z dużych ośrodków, że zrównoważony rozwój musi sprawiedliwie objąć także lud miasteczek i wsi.
Tymczasem już parę miesięcy później rząd tej samej partii opracował 300-stronicowy projekt „Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”.
Czytając strategię, można dojść do wniosku, że odpowiedzialny rozwój to jednak nie rozwój zrównoważony. Powraca w nim bowiem koncepcja budowy świetlanej przyszłości kraju w oparciu o duże i silne gospodarczo miasta. Nie pada wprawdzie termin „metropolia”, lecz „ZIT Plus”, rozumiany jako kontynuacja obecnych ZIT (czyli Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych). Nie wchodząc w skomplikowane szczegóły, dzisiejsze ZIT-y to obszary leżące w pobliżu dużych miast, na których inwestuje się w celu wspólnej poprawy jakości życia, np. budując drogi i rozwijając komunikację publiczną.
W mojej ocenie, ZIT Plus, rozwijany po 2020 r. już bez unijnych funduszy, jest oznaką, że PiS doceniło ogromny wpływ dużych miast na rozwój regionów (przede wszystkim jako prężnego rynku pracy), a metropolie zakwestionowano głównie dlatego, że zostały zaproponowane w czasie rządów Platformy. Dlatego należało je przechrzcić na ZIT Plus i podać wyborcom jako danie z własnego przepisu.
Niestety, na kujawsko-pomorskim ryneczku nim jeszcze pomysł ZIT Plus został poddany społecznym konsultacjom, to już zaczął burzyć krew. W ostatnich dniach w Bydgoszczy dwa razy zwoływano konferencje prasowe, bijąc na alarm.
W dzwon wpierw uderzył prezydent Bruski, potem Piotr Cyprys, prezes Stowarzyszenia Metropolia Bydgoska. W ich wystąpieniach odżyły stare upiory.
Metropolię bowiem, zanim została wyrzucona do kosza, wywalczyliśmy sobie bydgoską. ZIT mamy zaś bydgosko-toruńskie. Pytanie, czy jest to wystarczający powód, by odrzucać ich kontynuację pod szyldem ZIT Plus. Moim zdaniem, nie.
Warto pamiętać, że w bydgosko-toruńskich ZIT najważniejszy głos ma prezydent Bydgoszczy. Poza tym nierozsądnie jest w czambuł potępiać to, czego się nie poznało. Przecież bydgosko-toruńskie ZIT są dopiero na starcie, na etapie wyboru celów, na które przeznaczy się pieniądze. Kto wie, może cele będą naprawdę ważne i niebudzące kontrowersji.
Patrząc na całokształt bydgosko-toruńskich relacji w ostatnich latach, trudno wprawdzie w tę niekontrowersyjność uwierzyć, lecz w wypadku ZIT dziś dmuchanie na zimne może tylko rozniecić niszczycielski ogień.