Z drugiej strony trudno się dziwić, że producenci - wiedząc, w jaki sposób prowadzone są zderzeniowe testy - projektują pojazdy tak, by przeszły je jak najlepiej. Ta sytuacja przypomina mi słowa jednego z bohaterów „Rejsu”: „Więc dlatego z punktu mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było. Tylko aplauz i zaakceptowanie”. Wychodzi na to, że gwiazdki, określające bezpieczeństwo samochodu, to taka trochę fikcja.
Czy można wierzyć gwiazdkom?


Jeśli można było konstruować auta, tak by w testach emisji spalin wypadały lepiej niż w rzeczywistości, to dlaczego nie wierzyć wynikom badań, które udowadniają, że po Starym Kontynencie jeżdżą auta, które świetnie wypadają w europejskich testach, a gdy dochodzi do wypadku, raczej już takie bezpieczne nie są?