Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy ci na mnie zależy naprawdę, czyli historia lotnych premii [Kronika bydgoska]

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
Na dworcu w Solcu - wystąpili (obok burmistrz Teresy Substyk) Rafałowie - Bruski i Trzaskowski.
Na dworcu w Solcu - wystąpili (obok burmistrz Teresy Substyk) Rafałowie - Bruski i Trzaskowski. archiwum Expressu Bydgoskiego
W politycznej karuzeli stajemy się przedmiotem kolejnej gry pozorów. W Bydgoszczy mamy z tym spore doświadczenie. Na arenie politycznej doszło niedawno do znamiennego wydarzenia, z pewnym okołobydgoskim akcentem.

Jak Państwo wiedzą, już wcześniej pojawił się pewien problem z wyznaczeniem oficjalnego terminu startu kampanii wyborczej, co nie oznaczało, że - mimo pandemicznych ograniczeń, a nawet może jeszcze bardziej z nimi - nie mieliśmy do czynienia z aktywnością kandydatów do najbardziej zaszczytnego urzędu RP. I, jak wszyscy widzieli i wiedzieli, nie były to tylko pogadanki z internautami w czasie wolnym, ale żywa, obecna we wsiach i miastach aktywna relacja z odbiorcami.

Wydarzeniem znamiennym i przezabawnym zarazem było więc naskarżenie przez sztabowców Prezydenta RP na konkurencję. Że niby ta się pokazywała, choć jeszcze nie powinna. I mówili to reprezentanci kandydata, który (oczywiście, oczywiście, w ramach swoich obowiązków służbowych) nieoficjalnie kupował na targowiskach truskawki pośród polskiego ludu i temu ludowi tłumaczył, że od niego i rządu są trzynaste emerytury, a podwyżki wywozu śmieci są od samorządów...

Skąd ten wątek w „Kronice bydgoskiej”? Ano stąd, że graliśmy w tych przepychankach rolę tła. Bo oto nagle, nie wiedzieć dlaczego, z gościnną wizytą do bliskiego Bydgoszczy Solca Kujawskiego przybył prezydent Warszawy. W towarzystwie prezydenta Bydgoszczy. I prezentowali na pięknym (acz pandemicznie pustym) soleckim dworcu swoje pochylenie się nad losem kraju. I pokazali obraz chętnie wykorzystywany przez antagonistów. Nie wiem, nie siedziałam w rurze stołecznego ściekociągu podczas jego wiekopomnej awarii, nie będę szafować (modnymi wśród rządzących) ocenami, jak zręcznie włodarz Warszawy zadbał o jego naprawę. Ale wyobrażam sobie, mimo wszystko, że miejscem prezydenta jest jednak jeszcze ciągle ratusz i podległe mu okolice, a nie wycieczki do zaprzyjaźnionych miasteczek. Oczywiście, każdy może spędzać urlop, jak lubi. Oczywiście, zawsze możemy wrzucić takie prezentacje do wspólnego mianownika samorządowej troski, ale...

Widać i słychać, że takie rzeczy śmierdzą. Jak treść rurociągu „Czajka”. Jak zepsute owoce na garwolińskim targu. Widać i słychać, że takie rzeczy śmierdzą. Jak treść rurociągu „Czajka”. Jak zepsute owoce na garwolińskim targu.

Mówią metaforycznie o prezydencie Trzaskowskim, że jest „kandydatem wilanowskim” i chodzi tu raczej o elektorat podzielony na warstwy społeczne i mentalne, a nie adres zamieszkania. Może bowiem to być tak samo kandydat solecki, jak i garwoliński. O ile rzetelnie przekona do siebie wyborców czymś więcej niż (przed)kampanijnymi wizytami „samorządowymi” w terenie.

A doświadczenie w przelotnych wizytach kandydackich mamy przeogromne. Szczególnie niemoralne, moim zdaniem, wtedy, gdy pojawiają się u nas spadochroniarze aspirujący nie do roli ojca narodu, a tego narodu przedstawicieli. I takich kandydatów w latach minionych obserwowaliśmy mnóstwo. Takich, którzy w kampanii ślubowali zainteresowanie i troskę o nas i naszo-lokalne sprawy. Robili teatrzyki z sobą w roli swojaków. Jak ten kandydat lewicy, o którym znajomy opowiadał mi, jak naprędce i po cichu przepytywał na bydgoskim rynku, kto to jest Jerzy Sulima - Kamiński.

Jak ten słynny rekin finansjery z PO, dzięki któremu połowa Polaków myśli do dziś, że mieszkamy w Bydgoszczu. Jak słynny „obatel” z ZChN, Samoobrony i PiS, Ryszard Henryk Czarnecki, któremu równie łatwo przychodziło reprezentowanie „swoich” z Kujaw i Pomorza, jak i „swoich” z Wielkopolski. (Z równą łatwością zresztą pan europoseł startował do prezesury w związkach piłkarskich - od ręcznej po siatkową). Wspominając ZChN i związki ze sportem, warto przypomnieć, że i Bydgoszcz ma swoje polityczne zasługi transferowe: pamiętają Państwo zapewne naszego zasłużonego parlamentarzystę i samorządowca Grzegorza Schreibera. Po wielu latach tutejszej kariery okazało się, że równie gorąco można bronić krajańskich interesów sejmikowych bydgoszczan, tucholan i włocławian, jak mieszkańców Sieradza czy Kutna - Grzegorz Schreiber został marszałkiem województwa łódzkiego. Nie jest więc zatem już wiązany z Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Jest w niej za to syn pana marszałka, Łukasz Schreiber. Wszystko zatem zostaje, jak w monarchii, w rodzinie. Na szczęście, przywiązanie do miasta też, czego minister Schreiber wcale się nie wstydzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera