Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co się stało z naszą mamą? Recenzja "Spod Ekranu" horroru "Impostor"

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski

Dzieci to, jak wiadomo, źródło naszych niebywałych radości i szczęścia wiekuistego. Ale czasami nie do końca. Czasami zastanawiamy się, po kim to dziecię takie, a nie inne, czemu zachowuje się tak, a nie inaczej, jakby te nasze geny ukochane w ogóle nie miały znaczenia… Co oczywiście budzi w nas – jako rodzicach - niepewność i strach. W sytuacji ekstremalnej, jak dołoży się do tego parę czynników różnorakich, zaczynamy zastanawiać się wręcz, czy jakiś zły los albo zły duch nam tego dziecka nie podmienił. Tak ja bohaterka horroru „Impostor”. Podobno, jak pewnie przeczytacie, filmu udanego i wyrafinowanego. Jak dla mnie nudnego, przewidywalnego i fatalnie sztampowego.

I do tego filmu, w którym niski budżet aż nieprzyjemnie bije po oczach. Pan reżyser próbował zbudować ze starego domu, ciemnego lasu i kilkorga aktorów nastrój nad nastroje – bo na klimacie pełzającego strachu ten horror bazuje, ale wychodzi mu to średnio. A w niektórych momentach nawet karykaturalnie. I tak naprawdę, to trzeba być w wyjątkowym nastroju, żeby nastrój tego filmu poczuć.
Tak więc przenosimy się na irlandzką prowincję. Młoda kobieta z dzieckiem, po burzliwym rozstaniu z ojcem chłopca, ląduje w starym domiszczu przy równie starym lesie. I wszystko jest w porządku, dopóki oboje nie odkrywają i wielkiego dołu w lesie – wyglądającego, jakby walnął tu kiedyś meteoryt – i chorej psychicznie sąsiadki. Pewnej nocy chłopiec znika. Szybko wraca, ale matka zaczyna mieć podejrzenia, że ktoś go podmienił.

I niby wszystko zaczyna się całkiem, całkiem, choć też od doskonale nam znanego dylematu – czy to matka wariuje, czy rzeczywiście z jej synkiem jest coś nie tak. Tropy są poplątane i prowadzą nas w różne strony, co jest jednym z niewielu plusów tego filmu. Matka ma w końcu za sobą przemoc domową, traumę rozpadu związku, bardzo boi się o swoje dziecko. Pewnie też o to, jak przeszłość się na chłopcu odbije. A chłopczyk uroczy bardzo jest, ale widzimy, że rzeczywiście zachowuje się jakoś inaczej. Co prawda dziatwa potrafi zmieniać się szybciutko, ale ten malec robi to ekspresowo.

Minusów mamy tu sporo, poza nudą i sztampą. Szczerze mówiąc sama historia jest ciekawa tak sobie, jakby ktoś uznał, że nastrój wystarczy. No i zakończenie… Można się było pokusić o jakąś zakrętkę na koniec, zamiast niejednoznacznego, nadętego, klimatycznego symbolizmu. Szkoda też, że nie wykorzystano należycie motywu odepchnięcia własnego dziecka przez rodzica. Parę grymasów to zdecydowanie za mało.

Plusy? No może aktorstwo pani Seány Kerslake, grającej mamusię. Nad dzieciaczkiem trudno na dłużej się zatrzymywać. Wiadomo, że musi być ładniutki jak aniołek, bo takie dzieci są najstraszniejsze. Może kilka nastrojowych scenek jeszcze się udało... Ale to tyle. Zapomnicie, drodzy państwo, o tym filmie, jak tylko umkniecie z kina.

od 7 lat
Wideo

Zmarł wybitny poeta Ernest Bryll

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Co się stało z naszą mamą? Recenzja "Spod Ekranu" horroru "Impostor" - Nowości Dziennik Toruński