Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężki los braci mniejszych

Redakcja
Wojowanie to zawód. No, może nie jest to robota jak każda inna - bo jednak ryzyko chorób zawodowych jakby większe - ale ciągle tylko robota.

Polscy żołnierze w „Karbali” nie dyskutują więc o obronie świata zachodniego przed inwazją islamu. I nie rozprawiają o tym, jak dumnie być Polakiem. Gadają o kredytach, pieniądzach, które zarobią, o tym, jak przetrwać. Ale kiedy trzeba, okazują się zawodowcami. A w końcu wolimy, żeby w razie czego bronili nas po prostu zawodowcy, a nie natchnieni amatorzy.

„Karbala” to wydarzenie, bo film wojenny trafia nam się w ostatnich dekadach z rzadka. Z powodów różnych - głównie finansowych, bo to kino drogie niemiłosiernie. I wszyscy pamiętamy te bieda-filmy z lat 90., kiedy to jeden gazik jeździł dookoła kamery i robił wrażenie. Inna sprawa, to względy ideolo - mam wrażenie, że nie bardzo potrafiliśmy się znaleźć między hurrapatriozymem, a gigantycznymi kompleksami, które wylazły z nas na początku III RP. Pewnie dlatego „Karbala” jest bardzo sympatycznym zaskoczeniem - bo to produkcja sprawnie zmajstrowana i opowiadana z nerwem. Choć porównania do „Helikoptera w ogniu” brzmią jednak trochę groteskowo... A i sama bitwa sprzedana jest mało klarownie, choć wydawałoby się, że nie ma nic prostszego, niż pokazanie obrony budynku.

Poza tym mamy tu jednak wszystko to, co w kinie wojennym kochamy, przede wszystkim te ekstremalne sytuacje, które przeciętniaków zmieniają w bohaterów, a papierowych herosów weryfikują do bólu. Jasne, że film jest bardzo czytelny, możemy stawiać w ciemno, jak który bohater się zachowa, ale przecież w takim kinie nie ma się o to pretensji. Mamy za to dobrze wymyślony obrazek naszej armii, która nie składa się z iron-manów, ale zwyklaków, którzy wybrali sobie taki zawód, a nie inny. I z takich, a nie innych powodów pojechali na misję. Zresztą misję, do której nikt ich nie przygotował, ani mentalnie, ani sprzętowo. Bo choćby sceny, w których nasi żołnierze obkładają dechami i kamizelkami kuloodpornymi te nieszczęsne honkery, to wcale nie pokaz polskiej zaradności, ale amatorszczyzny naszych decydentów.

No a oglądamy słynną już bitwę o ratusz w irackiej Karbali - z tym, że to raczej film inspirowany obroną City Hall, niż rekonstrukcja, bo już trwa dyskusja o tym, że to czy tamto wyglądało inaczej. W każdym razie ratusza broni garstka Polaków ze zwykłych jednostek, wspieranych przez bułgarskich komandosów. I Polacy, i Bułgarzy służą kolejnemu Wielkiemu Bratu. Ale taki los braci mniejszych.CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!