Nowy Świat, czyli Ameryka, charakteryzował się zawsze tym, że świeżo przybywający czy mieszkający tam ludzie szybko znajdują swoje miejsce, wtapiają się w lokalne społeczności i nie przywiązują wagi do swojego pochodzenia.
<!** reklama>
Podobnie stało się po II wojnie w byłych krajach kolonialnych. Napływ imigrantów spowodował w społecznościach przeobrażenia, nakazywał patrzeć w przód i nie oglądać się wstecz. U nas dzieje się odwrotnie. Społeczną furorę robią poszukiwania genealogiczne własnych przodków. Trudno orzec, który model stosunku do przodków w przyszłości przeważy. Przed paru laty próbowałem nawiązać kontakt z osobami noszącymi takie samo jak ja nazwisko, a mieszkającymi np. w USA czy Kanadzie celem odszukania wspólnych korzeni. Nie odezwał się nikt. Z tym większym zaskoczeniem przyjąłem na tegorocznym festiwalu „Camerimage” film Amerykanina, Piotra Uzarewicza, którego do zainteresowania się sprawami Polski skłoniła lektura pamiętnika własnej babci, odnalezionego już po jej śmierci. W przypadku Nigela Hintona, mieszkającego w Londynie autora „Walk The Wild Road”, sytuacja jest bardzo podobna. Rodzina przechowała pamięć o pochodzeniu jego dziadka z Polski, ale kiedy doszło do szczegółów, padły tylko dwa słowa, dwie zapamiętane nazwy miejscowości. Cieszyć jednak musi, że zarażony pasją poszukiwawczą angielski pisarz postanowił odtworzyć losy swego przodka. Może któryś z czytelników w USA dowie się dzięki powieści, że można mieć polskie korzenie i zacznie się do nich nie tylko przyznawać, ale i nimi bliżej interesować?