Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Całe życie w roli męża

Redakcja
Tak już z gwiazdami bywa, że czasami cierpią na syndrom Leonarda.

I wydaje im się, że jak ich talent w jednej dziedzinie pokochał świat szeroki -albo chociaż kraj rodzinny - to i w każdej innej pokażą geniusz. Jak Leonardo. No i potem katowani jesteśmy przez tych wszystkich muzyków - nieudacznych aktorów czy aktorów - nieudanych malarzy... I najczęściej nie ma tego odważnego, który ryknąłby na cały telewizor, że król jest bardzo, bardzo nagi.

Choroba multimedialności to oczywiście nic nowego, ale ostatnimi czasy jakby się z lekka nasilała. Leonardów mamy więc całe gromady - malują, fotografują, śpiewają i grają aż zęby bolą... Ale na szczęście bywa i inaczej. Bo choć na przykład talent fotografika odkrywają w sobie tabuny mniej lub bardziej niezdolnych w tej dziedzinie muzyków czy aktorów, to paru okazało się zdolnych całkiem, całkiem. Fotografiką zajął się Andy Summers z The Police czy - w innym wydaniu - Lou Reed. A także Bryan Adams, którego wystawę otworzono z hukiem w ramach festiwalu Camerimage.

I pan Bryan pewnie z lekkim zadziwieniem patrzył na tłum w Centrum Sztuki Współczesnej, wypełnionym aż po ściany. Bo tłum w dużej mierze składał się z młodzianków, którzy jego superballad z „Robin Hooda”, „Trzech muszkieterów” czy „Don Juana DeMarco” nawet nie pamiętają. A tłum pewnie z zadziwieniem oglądał potem wystawę pana Adamsa. Bo choć lokane gwiazdki fotografii kręciły noskami, to prace Adamsa robią wrażenie. I to nawet bardziej seria portretów gwiazd, niż cykl o weteranach wojny.

A w jakich działkach objawia nam się najwięcej Leonardów? Muzycy od pokoleń starali się podbijać kino - od seniorów, jak Meat Loaf i Kris Kristofferson, przez Hugh Laurie’go po młodszą generację. Choć jeśli weźmie się Willa Smitha, to nie do końca wiadomo, czy to aktor-muzyk, czy muzyk- aktor. Trochę jak nasz Piotr Rogucki, który zresztą biadoli nad tym, że w żadnej branży nie jest naprawdę swój. Krok w drugą stronę ostatnio wyszedł Arkadiuszowi Jakubikowi, bo jego Dr.Misio to kawał przyzwoitej muzyki, a nie tylko wygłupy aktora. I cóż, nasz fenomen, Paweł Kukiz, który śpiewał, robił karierę w filmie, a teraz został antysystemowym guru i zbawcą narodu polskiego. I mam wrażenie, że w tę ostatnią rolę uwierzył na całego.

Generalnie jednak do multimedialności musimy dzisiaj przywyknąć. Malarz Wilhelm Sasnal kręci film, Justyna Steczkowska śpiewa, gra i oczywiście fotografuje, Paweł Małaszyński ma zespół rockowy... I co tu dużo gadać, zwykle na te multimedialne aktywności gwiazd patrzymy z lekkim politowaniem, jak na ciekawostkę zmiksowaną z brakiem pokory... Rzadziej jak na próbę pojechania na wypracowanej marce. W każdym razie mój ulubiony Leonardo to Kamil Sipowicz. Przedstawiany jako malarz, rzeźbiarz, poeta, filozof, dziennikarz... A i tak, mimo tytanicznych wysiłów, ciągle znany tylko z jednej życiowej roli - męża Kory.CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!