Z politycznej poprawności często nabijamy się szczerze, bo też posunięta do granic absurdu robi z codziennego życia groteskę. Ale walnijmy się też, my szydercy i nabijacze, w piersi - po paru dekadach intensywnej dydaktyki społecznej widać, że polityczna poprawność jakiś efekt jednak przyniosła. I to, co jeszcze ze dwie-trzy dekady temu było normalką - jeśli chodzi na przykład o zachowanie w stosunku do kobiet, niepełnosprawnych czy ludzi innych ras - dziś jest społecznie kompletnie nieakceptowalne.
„Uciekaj!” pokazuje nam rzeczywistość po prezydenturze Obamy - kiedy teoretycznie jest zdecydowanie bardziej równościowo niż kiedyś. Szczególnie wśród tej liberalnej części klasy średniej i wyższej, która ukochała czarnoskórego prezydenta nad życie... O dziwo twórcom „Uciekaj!” udaje się całkiem zgrabnie pokazać drugie dno społeczeństwa nowej ery. O dziwo, bo „Uciekaj!” to taki horroro-thriller, z krwawą rąbanką na końcu, po którym spodziewalibyśmy się pewnie wielu rzeczy, ale na pewno nie całkiem udanych społecznych smaczków.
Mamy więc w tym filmie to irytujące poczucie wyższości białych Amerykanów z klas wyższych wobec innych. Generalnie wszystkich innych niestety, również braci z Europy Wschodniej. Owszem, z przyjemnością rozprawiają o poznawaniu różnych kultur, ale za lukrowanymi wypowiedziami o tym, jak nas wzbogacają, czai się wyższość. Taka, która sprawia, że resztę świata traktuje się jak zwierzaki w zoo. Owszem, nikt nie pozwala sobie na rasistowskie uwagi, ale nie czarujmy się, prawie z każdej wypowiedzi przebija protekcjonalność i pochylanie się nad „braćmi mniejszymi”... W końcu mamy niedparte wrażenie, że wszystkie te zmiany mentalności są zadziwiająco pozorne I na pewno nie załatwione raz na zawsze.
Zaskakujące wnioski jak na horror, prawda? A wszystko zaczyna się tu jak w klasycznych filmach sprzed paru dekad, w których murzyński bohater przełamywał społeczne i rasowe uprzedzenia. Mamy wielkomiejską parę - on jest czarnoskórym fotografikiem, ona panną z bardzo dobrego domu. Pewnego dnia zaprasza go do posiadłości rodziców - lekarzy, fanów Obamy, ludzi wydawałoby się wyzwolonych z ciemnogrodzkich pułapek. Nasza parka przybywa więc do bardzo białego miasteczka. Oczywiście Afroamerykanie też tu są, ale jakby w wydaniu wiecznych pracowników „na czarno” - nikt ich nie zauważa, gdy wykonują podrzędne prace. Wkrótce pan fotografik dostrzega, że coś tu nie gra. Szczególnie z paroma czarnoskórymi, których spotyka. Bo zachowują się, jak bardzo dobrze wychowani biali - mówią nawet ich językiem.
Dawno nie podniecałem się tu żadnym horrorem, bo też mówiąc szczerze nie było czym. Ale w „Uciekaj!” coś jest. I społeczne motywy, i bardzo zgrabnie budowane poczucie zagrożenia i tajemnicy. Budowane właściwie przez cały film, bo krwisty horror mamy dopiero na sam koniec. I całe szczęście.