Czy o wygraną było trudno?
Startowałem prawie z ostatnim numerem, lecz niemalże wszystkich zdublowałem. Nad drugim zawodnikiem, a biegliśmy 8,6 kilometra, miałem przeszło pięć minut przewagi. Uzyskałem 33 minuty i 11 sekund. Drugi z bydgoszczan Jerzy Szabłowski był jedenasty.
Jak należy przygotować się do takich zawodów?
Dobrze jest uprawiać wiele dyscyplin, żeby wzmocnić wszystkie mięśnie. Dziś już wiem, jakie błędy popełniałem w młodości. Korzystam z siłowni, basenu, jeżdżę na rolkach i uczestniczę w różnych imprezach. W Toruniu to był mój drugi start w biegach narciarskich; w 2010 spróbowałem w Biegu Piastów w Jakuszycach na dystansie 26 km, pomimo tego, że trudno było do niego się przygotować z uwagi na brak śniegu. Ci, którzy mieszkają w górach są lepszej sytuacji. Nie uniknąłem na trasie wywrotek, brakowało mi objeżdżenia, musiałem radzić sobie na długich, ciągnących się 3-5 km podbiegach. Udało mi się jednak na tyle przygotować, że na 1500 startujących zająłem 92. lokatę. W tym roku mam już lepszą kondycję, zakładam awans do pięćdziesiątki.
W jakich jeszcze zawodach bierze Pan udział?
W ubiegłym roku startowałem w Półmaratonie Pilskim, Maratonie Warszawskim i 11 listopada w Biegu Niepodległości w Warszawie. Przy okazji... zgubiłem trochę kilogramów. Dobrze się z tym teraz czuję. Kiedyś schudłem ponad 20 kilogramów, znajomi nie mogli mnie rozpoznać. Potem znowu przytyłem, ale w ostatnim czasie „zjechałem” z 96 do 82 kg i jest OK.
Sport ma Pan we krwi?
Od najmłodszych lat uprawiałem kajakarstwo górskie - slalom i zjazd. Byłem w kadrze narodowej na igrzyska w Sydney. Startowałem w Pucharze Świata, lecz później poinformowano nas, że ta dyscyplina wypadnie z programu igrzysk. Przerwałem treningi, wziąłem się za naukę, bo byłem w roku maturalnym, po czym okazało się, że kajaki... wracają na olimpiadę. Z jednej strony plułem sobie w brodę, z drugiej miałem dylemat, ponieważ nie była to dyscyplina aż tak dobrze płatna. A to sport trochę ekstremalny.
Mógł Pan żyć bez ruchu?
Organizm był przyzwyczajony do wysiłku, ale nastąpiła przerwa na okres studiów i pracy. Co miało swoje konsekwencje - różnego rodzaju schorzenia, nadciśnienie, otyłość. Postanowiłem w końcu odłożyć leki i zacząć normalnie funkcjonować. Myślę, że ktoś, kto ma wszczepioną rywalizację szuka adrenaliny i celów. Stąd wzięły się biegi. One pozwoliły przetestować moją kondycję. Zwykły zjazd z górki już wydawał mi się nudny.
Od czego Pan zaczął?
Odłożyłem narty zjazdowe na hak i zwyczajnie zakochałem się w biegówkach. Wróciła aktywność fizyczna, nie bez znaczenia był także fakt, że można biegać w Polsce w pięknych okolicach i podziwiać fajne krajobrazy. Podobnie było ostatnio w Toruniu. Organizatorzy potrafili także zadbać o trasę i można było się ścigać w naprawdę dobrych warunkach.
Jak dużą wagę przywiązuje Pan do smarowania nart?
Ogromną, gdyż w biegach narciarskich nie tylko kondycja odgrywa główną rolę, lecz również sprzęt. Odpowiedni dobór nart i smarów, to prawie 40 procent sukcesu!
Pana marzenia?
W maratonie ulicznym zejść poniżej trzech godzin. Natomiast moim największym marzeniem jest wystartować i ukończyć Ironmana. Może już za rok spróbuję się z tym zmierzyć.