- Moim zdaniem, nie można było wybrać lepszego miejsca do lokalizacji pomnika na Starym Rynku niż to, w którym się znajduje - uważa Robert Grochowski, bydgoski archeolog, który ostatnio przeprowadził dogłębną kwerendę historyczną i przejrzał wszystkie dostępne źródła zaświadczające o miejscu i stanie budowli należących do zachodniej pierzei Starego Rynku, dziś już nieistniejącej.
Niezwykły przypadek
Jak widać na precyzyjnym planie sporządzonym przez okupantów jesienią 1939 roku, odszukanym przez Roberta Grochowskiego i na niesionym na dzisiejszy stan placu, pomnik „kryje się” w niewielkiej niszy pomiędzy dawnymi schodami frontowymi do kościoła na Starym Rynku i jego bocznym ryzalitem. Szerokość schodów nieistniejącej świątyni wynosiła 5-6 metrów, natomiast odległość od schodów do narożnika budynku sięgała 8-9 metrów.
PRZECZYTAJ:Warto się spierać o przeniesienie pomnika? [DZIEŃ DOBRY]
Czyżby wskazywało to, iż przed ustawieniem pomnika w 1969 roku także dokonano tak dokładnych pomiarów? Mogłoby tak wyglądać, ale sprawy miały się wówczas zupełnie inaczej.
Trzeba pamiętać, że planując przekształcenie płyty rynku w miejsce pamięci, pomnik miał być tylko jednym z elementów zabudowy. Pośrodku rynku znajdować się miało szklane, nowoczesne w swojej bryle muzeum martyrologii z częścią podziemną. To muzeum zaplanowano symetrycznie na środku zachodniej strony Starego Rynku i dlatego miejsce dla pomnika mogło się znaleźć jedynie z boku planowanego muzeum. Traf chciał, że architekcie usytuowali go dokładnie w miejscu, jak to wielokrotnie stwierdzano, „uświęconym krwią zamordowanych bydgoszczan”.
Przestrzeń kilku metrów
Gdzie jednak dochodziło w dniach 9 i 10 września 1939 roku do egzekucji zakładników? W którym dokładnie miejscu? Jak je wyznaczyć? Tego, jak dotąd, nie podjął się nikt, bo i sprawa jest trudna.
Świadkowie zeznawali, że do rozstrzeliwań dochodziło „przed schodami kościoła”, lub „pod murem kościoła”. Tak też zeznał jeden z Niemców przesłuchiwanych po wojnie: „ludzi ustawiono twarzą do ściany i zastrzelono od tyłu z karabinów maszynowych”. Trzeba jednak brać pod uwagę, że odbyły się dwie egzekucje: 9 września około południa rozstrzelano kilkanaście osób, w tym trzech braci Hanusiaków. To ich ciała rozpoznano na fotografii wykonanej przez któregoś z Niemców. A zatem to powszechnie znane jedyne zdjęcie ukazujące ciała ofiar na ziemi, jedyne - które w ten sposób - lokalizuje miejsce egzekucji, wskazuje wyraźnie, że stało się to na wprost wejścia do kościoła, ale w odległości może 5 metrów w stronę środka placu. Ściana budynku muzeum jest tylko tłem na drugim planie.
12 metrów na zachód
Gdzie z kolei odbyły się egzekucje 10 września? Pewnie w tym samym miejscu, ale to tylko domniemanie. Gdzie zatem jest ziemia, w którą wsiąkła krew ofiar? Posługując się precyzyjnym planem można stwierdzić, że zaczyna się jakieś 3-4 metry od lokalizacji obecnego pomnika na południowy wschód i sięgać może do 10 m w linii prostej w tym kierunku.
Kiedy zatem mówimy o tym, że pomnik stoi w miejscu tragicznych wydarzeń, trzeba przyjąć dużą dozę tolerancji przestrzeni, sięgającą w swoim promieniu kilku, może nawet kilkunastu metrów.
Według planu przebudowy, pomnik ma zostać przesunięty „w głąb dawnej bryły kościoła” o 12 metrów. Z całą pewnością nie będzie wówczas na miejscu dawnych egzekucji. Tylko czy naprawdę warto się spierać o tak niewiele?