Decyzja o tym, że zamiast nowej i bardziej przyjaznej użytkownikom kładki, za którą w większości opowiedzieli się bydgoszczanie, powstanie zwykłe przejście naziemne, wywołała sporo kąśliwych komentarzy, płynących od rozczarowanych uczestników „demokracji bezpośredniej”.
Władze Bydgoszczy sprawiają wrażenie, jakby nie zauważały tego wizerunkowego potknięcia. Jakby nie dostrzegały burzy, którą wywołują. Oto z jednej strony regularnie, rzecz można: do znudzenia, ratuszowi notable podkreślają, że miejskie inwestycje są zagrożone nie tylko z powodu inflacji, ale też decyzji władzy centralnej, która przykręciła samorządom kurek pieniędzy. Z drugiej zaś strony pod publiczny osąd stawiają inwestycje, na które ich w tych czasach nie stać. Po co było na przykład roić o superkładce na Wyżynach, skoro budowa zwykłego przejścia kosztuje siedem razy mniej?
Inna sprawa, że buduje się na długie lata i ubogiego przede wszystkim nie stać na prowizorki. Dlatego może jednak warto było szarpnąć się na porządną kładkę nad Wojska Polskiego.
