Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blitzkrieg, czyli: przybywa komando Kopacz

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Dariusz Bloch
Ministrowie Ewy Kopacz na czele z samą premier przeprowadzili w Bydgoszczy Blitzkrieg - wojnę błyskawiczną. Jak w prawdziwym Blitzkriegu bywa, najpierw zapanował chaos informacyjny.

Do zagrożonego najazdem społeczeństwa dotarły wprawdzie pogłoski o tym, że najeźdźcy wkrótce nadciągną, lecz potwierdzenia nie było aż do samego dnia ataku. Rzecznik prasowy wojewody kujawsko-pomorskiego o szczegółach poniedziałkowej akcji informował dziennikarzy SMS-em. Data jego wysłania to niedziela, 4 października, godzina prawie że za pięć dwunasta… dokładnie: 23.58.

Premier z dowodzonym przez siebie oddziałem zaatakowała od frontu, wykorzystując miażdżącą przewagę w ciężkim sprzęcie, którą dał jej pancerny pociąg Interregio. Prąc do celu, błyskawicznie zajęła Toruń. Na nic zdały się wysiłki miejscowego ruchu oporu. Jeden z contras, pseudonim „Trybun” - sam słyszałem - tyleż gniewnie, co bezradnie wykrzykiwał, że premier obraziła Toruń, czyniąc z niego ledwie przystanek na drodze do Bydgoszczy, z zaimprowizowaną na dworcu konferencją prasową. - Można byłoby to zrozumieć - zanosił się z oburzenia „Trybun” - gdyby z wagonu wychylił się Mościcki, ale nie Kopacz...

Bydgoski, nie w pełni jeszcze ufortyfikowany dworzec, też długo się nie stawiał oporu. Ostatnia padła reduta, na której jakiś pułkownik w stanie spoczynku wymachiwał transparentem „Chcemy prawdy, a nie kłamstwa; kultury, a nie chamstwa”. Zanim „borowiki” rozniosły go na bicepsach, ów dzielny Ordon został przyszpilony do rusztowania warszawskiego ciętą ripostą menedżerki kolejowego pałacu; „Tak mi wstyd, takie rzeczy na tym pięknym dworcu…”.

Jeden z contras - sam słyszałem - gniewnie wykrzykiwał, że premier obraziła Toruń, czyniąc z niego ledwie przystanek na drodze do Bydgoszczy. - Jarosław Reszka

Święta prawda i sto procent racji: dworce kolejowe w Polsce nie są miejscami, na których wypada walczyć w imię kultury przeciw chamstwu. Dlatego też rządowa, wysoka kultura zaatakował z innego kierunku. W MCK na Marcinkowskiego jak spod ziemi wyrósł desant pod dowództwem minister Małgorzaty Omilanowskiej i błyskawicznie rozdał trochę gotówki. W tym samym czasie samodzielna grupa operacyjna minister Kluzik-Rostkowskiej niemal bez walki opanowała szkołę na Osowej Górze (niestety, komando było z Kongresówki, więc nie przywiozło dzieciom sznek z glancem), zaś stalowa ostroga baonu ministra Siemoniaka wbiła się w bramę Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 2.

Ataki była tak szybkie i precyzyjne, że nie nadążały za nimi nawet lotne szwadrony fotoreporterów. Niewielkie rany sił rządowych szybko opatrzono w zamienionym na lazaret Szpitalu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Błyskawiczne zwycięstwo fetowano zaś w poniedziałkowy wieczór w hotelu „Pod Orłem”. Czym fetowano, niestety, nie wiadomo. Komórka kontrwywiadu grupy uderzeniowej zadbała, by ta informacja nie wydostała się poza historyczne mury hotelu i nie skłoniła zamachowców samobójców do ukrycia się na dnie butelki szampana czy w brytfannie pod indykiem.

Wojsko - jak w czasach słusznie minionych pouczał mnie pewien srebrnowłosy starszy chorąży sztabowy - polega na tym, że najpierw wszyscy się strasznie śpieszą, by potem strasznie długo czekać. Przypomniał mi się ów Marsowy mąż, gdy jednej rączej dziennikarce radiowej udało się w dzień Blitzkriegu osaczyć, wziąć na krótko w niewolę i przesłuchać dowódczynię pododdziału kulturalnego. Padły wtedy powtarzane już wielokrotnie pytania o finał wielowątkowego sporu pomiędzy Ministerstwem Kultury i Urzędem Marszałkowskim w Toruniu.

Jednostkami tymi dowodzą ludzie spod tego samego, platformerskiego sztandaru, którzy jednak w sprawach kadrowych absolutnie nie potrafią się porozumieć. Dotyczy to obsady szefów trzech ważnych instytucji: Filharmonii Pomorskiej, Teatru im. Horzycy w Toruniu i toruńskiego Centrum Sztuki Współczesnej, w których to placówkach organami prowadzącymi są pospołu ministerstwo i samorząd województwa (a wypadku CSW - także miasta). Pospołu, ale bez zgody: Warszawa odrzuciłą dyrektorów wszystkich trzech instytucji, popieranych przez marszałka bądź prezydenta Torunia.

Z poniedziałkowej, nieco abstrakcyjnej wypowiedzi pani minister (wszak to profesor) dowiedziałem się tyle, że spór o dyrektora teatru w Toruniu „zmierza do właściwego rozwiązania” (ale kiedy ono nastąpi, nie wiadomo), natomiast w dwóch pozostałych ogniskach sporu smaży się na wolnym ogniu dyplomatyczne słówko „pat”. Najbardziej bodaj rozgrzało się ono w filharmonii. Ministra kultury nie tylko nie zaakceptowała jako dyrektora Macieja Puty, lecz, o zgrozo, uważa, że jest on bezprawnym p.o. dyrektora. Co więcej, sądzi, że tego sporu nie uda się rozwiązać do końca kadencji rządu z jej udziałem. Podobnie zresztą jak paru innych palących kwestii. I po to było błyskawicznie podbijać Bydgoszcz z Toruniem po drodze, by potem przyznać, że na rozwiązanie tutejszych problemów trzeba długo poczekać?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!