Mimo iż niektóre przykłady historyczne tego nie potwierdzają, uważam, iż wizyty u dentysty są tak nieuchronne, jak śmierć i podatki. Nawet ci optymiści, którzy uważają, iż po pięćdziesiątce wyrosną im nowe zęby, głęboko
- i bywa, iż boleśnie - się mylą.
Część z nas swój strach przed dentystą zawdzięcza niemiłym doświadczeniom z lat młodzieńczych. Sam chciałbym wyrzucić z pamięci ponad godzinną operację usuwania mi zęba przez dwie początkujące, jak mi się wydawało, stomatolożki, które, używając pożyczonych i pordzewiałych narzędzi z pobliskiego i niezbyt renomowanego warsztatu samochodowego, nauczyły mnie, iż państwowa służba zdrowia nie zawsze potrafi stanąć na wysokości zadania. Krótko rzecz ujmując, rozprawiły się ze mną, jak nie przymierzając, prokurator Piotrowicz z Trybunałem Konstytucyjnym.
Nawet ci optymiści, którzy uważają, iż po pięćdziesiątce wyrosną im nowe zęby, głęboko - i bywa, iż boleśnie - się mylą.
Niedługi czas potem (początek lat 80.), gdy przyjaciel stracił przedni ząb w czasie naszej morderczej bójki z przeważającymi siłami francuskich skinheadów, wylądowaliśmy w gabinecie stomatologicznym nieopodal Bordeaux. Te dwa dentystyczne światy, polski i francuski, sprowadziłbym do obrazowego i samochodowego porównania syrenki 103 z citroenem DS 23 w wersji Pallas. Nie dziwcie się więc, że po zbyt długim pobycie we Francji na pytanie oficera w wydziale paszportów, co najbardziej podobało mi się w tym kraju, odpowiedziałem bez namysłu: dentysta! Zapewne dentofobia, czyli strach funkcjonariusza SB przed stomatologiem, spowodował, iż nie byłem dalej maglowany i nakłaniany do współpracy ze służbami.
W czasach, gdy nie musimy już chorej części Europy zazdrościć gabinetów dentystycznych ani tłumaczyć się ze zbyt długiego pobytu za granicą, powinno do nas dotrzeć, iż współcześnie wizyta u stomatologa bywa niczym w porównaniu z majstrowaniem ministra Ziobry - bez absolutnie żadnego znieczulenia - przy tzw. ustawach sądowych.