O dziwo, historia ta nie została wyssana z palca. Oczywiście nie okazała się też w stu procentach prawdziwa. Zbiry, owszem, krążyły po dzielnicy i biły. Tyle że szukały konkretnej osoby - dłużnika - ale za pierwszym razem się pomyliły i sprały na kwaśne jabłko nie tego młodzieńca, którego chciały sprać. Dzięki zaś policji rodzice nastolatków ze Wzgórza Wolności mogą odetchnąć.
Komentowany artykuł przeczytasz tutaj
Oby jednak nie oddychali zbyt spokojnie. Przez ponad dwadzieścia lat mieszkałem po sąsiedzku ze Wzgórzem Wolności. Nigdy nie było tam szczególnie bezpiecznie, zwłaszcza wieczorami i w pobliżu tzw. parku obok boiska przy ul. Słowiańskiej. Wakacje się skończyły. Ciemnozielone bmw pojawiało się w dzielnicy pomiędzy godzinami 20 i 22, czyli o szarówce lub po zmroku. Myślę, że to pora, o której uczniowie powinni już być w swoich domach, a nie szukać guza pod blokami. Nieprawdaż, drodzy rodzice?
