„Kreatywną księgowość”, manipulacje w przebiegu walnego zgromadzenia i działania pomijające Wzgórze Wolności zarzucają Bydgoskiej Spółdzielni Mieszkaniowej mieszkańcy tej dzielnicy.
- Bydgoska Spółdzielnia Mieszkaniowa przesunęła część środków z eksploatacji na fundusz remontowy. Niby zmiana niewielka, ale środki na eksploatację powinny być wydawane tam, gdzie je pozyskano, na potrzeby konkretnej nieruchomości. A środki na fundusz remontowy są ogólne. Sprawa dotyczy ponad 600 tysięcy złotych. Chcemy, by pieniądze pobierane od naszych lokatorów były wydawane na ich potrzeby - mówi Henryk Kotrzewski, mieszkaniec ulicy Karpackiej.
<!** reklama>
Jako że rada nadzorcza niespecjalnie przejęła się uwagami spółdzielcy, ten zmontował koalicję, która na walnych zebraniach miała wprowadzić pod obrady punkt dotyczący zmian w jej składzie.
- Piętnastu spółdzielców podpisało się pod wnioskiem. Potem jednak kierownictwo administracji osiedla rozpoczęło jakieś rozmowy z tymi ludźmi i nakłaniało ich do wycofania poparcia. Trzy osoby „zmiękły” - mówi Henryk Kotrzewski. - I punkt dotyczący zmian w RN z porządku obrad wyrzucono.
Tymczasem inny spółdzielca twierdzi, że środki pozyskiwane przez spółdzielnie z terenu Wzgórza Wolności, między innymi z dzierżawy obiektów handlowych, są przeznaczane na potrzeby innych dzielnic. A na Wzgórzu Wolności nie dzieje się nic. - Nie ma domu kultury, place zabaw są takie, że pożal się Boże. Nie widać inwestycji spółdzielni w ogóle. A pieniądze płacimy!
Szefostwo spółdzielni, w osobie prezesa Tadeusza Stańczaka, jest zarzutami oburzone, ale się im nie dziwi. - Praktycznie każda decyzja zarządu spółdzielni spotyka się z protestem pana Kotrzewskiego. Warto także zauważyć, że jest on najbardziej zainteresowany zmianami w składzie rady nadzorczej, gdyż jest pierwszym rezerwowym na liście oczekujących do jej składu - uważa prezes. I zapewnia, że w spółdzielni jest wszystko w porządku.
- Pieniądze, które zostały wygenerowane w poszczególnych nieruchomościach w nich pozostały. W 2010 roku okazało się, że ujawniły się spore nadwyżki przy odpisach remontowych. Zachowaliśmy się fair wobec spółdzielców, obniżając o połowę wysokość tego składnika opłat. Gdyby zmiany stawek poszły jeszcze dalej, dziś konieczne byłyby podwyżki - mówi prezes. - Tego uniknęliśmy, wykorzystując znaczącą część wyliczonej nadwyżki w tej nieruchomości (przy ul. Karpackiej - przyp. red) jako źródło finansowe na wykonanie dodatkowych prac remontowych, nie gdzie indziej, tylko w tej samej nieruchomości - dodaje prezes Stańczak. - Prawnie było to możliwe poprzez zwiększenie odpisu remontowego, stanowiącego zgodnie z ustawą koszt eksploatacji i utrzymania nieruchomości - stwierdza.
Nieruchomość przy Karpackiej miała tylko na tym zabiegu skorzystać. - Na remonty, kilkanaście nowych miejsc parkingowych z nowym systemem odwodnienia oraz przeniesienie placu zabaw wydaliśmy dwa razy więcej pieniędzy niż kwestionowana przez pana Kotrzewskiego kwota z dodatkowego odpisu na fundusz remontowy w tej nieruchomości - mówi Tadeusz Stańczak. Prezes nie zgadza się z zarzutami, że Wzgórze Wolności jest pomijane przy rozdziale środków na działalność społeczno-kulturalną. - Owszem, na osiedlu nie ma domu kultury, mamy tylko dwa takie ośrodki. Szczegółowy regulamin podziału środków dokładnie jednak precyzuje rozdział pieniędzy z tej puli i Wzgórze Wolności nie jest pomijane. Większe pretensje mogliby mieć mieszkańcy Błonia czy Szwederowa, gdzie znajduje się najwięcej naszych obiektów handlowych, z opłat za które zasilamy pulę na działania kulturalne. Wszystkie lokale użytkowe w spółdzielni, niezależnie od miejsca ich usytuowania, stanowią majątek wspólny wszystkich członków, a nie jednego osiedla - tłumaczy prezes Stańczak.
Henryk Kotrzewski czeka na wyjaśnienia na piśmie, dotyczące tego, co stało się z pieniędzmi. Gdy ich nie otrzyma, zapowiada, że skieruje sprawę do sądu.