Spora grupa kierowców, ukaranych mandatami za przekroczenie prędkości na ulicy Korfantego, uważa, że została ukarana niesłusznie.
<!** Image 3 align=none alt="Image 200402" sub="Znaku „strefy ograniczonej prędkości” nie odwołuje najbliższe skrzyżowanie">
Ulica Korfantego, na odcinku pomiędzy Twardzickiego i Pod Skarpą, jest prawdziwym utrapieniem dla mieszkańców budynków, którzy budowali swoje domy w jednym z najcichszych zakątków Fordonu. Jednak z czasem spokój prysł. Ulicę wyasfaltowano i poprowadzono tędy ruch z całego Fordonu w kierunku ulicy Zamczysko i dalej do Armii Krajowej. W tej sytuacji lokatorzy sąsiednich domów zażądali od drogowców postawienia ekranów dźwiękochłonnych. Zamiast tego, z obu stron feralnego odcinka, postawiono znaki ograniczające prędkość do 30 km/h. Ulica stała się ulubionym miejscem „polowania” z użyciem fotoradarów straży miejskiej i pułapką dla kierowców niedokładnie interpretujących przepisy drogowe. <!** reklama>Część z nich jedzie „trzydziestką” jedynie do skrzyżowania z ulicą Nieduszyńskiego i, po minięciu tego skrzyżowania, przyspiesza do pięćdziesiątki. - Przecież znak ograniczenia prędkości obowiązuje tylko do najbliższego skrzyżowania. Po minięciu tego miejsca zostałem sfotografowany i ukarany mandatem za jazdę prędkością 52 km/h. Z jakiej racji? - napisał do nas pan Jacek z Tatrzańskiego. Okazuje się, że racja jest po stronie strażników, którzy wskazują, że przy wjeździe na ten odcinek Korfantego stoi znak B-43 „strefa ograniczonej prędkości”, obowiązujący w całej strefie i kolejne skrzyżowania nie odwołują go.(mach)