https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Agentura do beatyfikacji

Proces lustracyjny Zyty Gilowskiej (pseudonim „Beata”) zapewne byłej wicepremier niewiele da, bowiem polityczne pięć minut chwały na polskiej scenie politycznej pani profesor już się nie powtórzy. Transmitowany przez media spektakl może jedynie skompromitować ideę lustracji lub w najlepszym wypadku potwierdzić niektóre mechanizmy funkcjonowania tajnych służb PRL-u.

<!** Image 1 align=left alt="Image 29970" >Proces lustracyjny Zyty Gilowskiej (pseudonim „Beata”) zapewne byłej wicepremier niewiele da, bowiem polityczne pięć minut chwały na polskiej scenie politycznej pani profesor już się nie powtórzy. Transmitowany przez media spektakl może jedynie skompromitować ideę lustracji lub w najlepszym wypadku potwierdzić niektóre mechanizmy funkcjonowania tajnych służb PRL-u.

Witold Wieczorek, który zwerbował do pracy w kontrwywiadzie Zytę Gilowską bez jej wiedzy, za wszelką cenę chciał udowodnić wielomilionowej publiczności, że werbowanie tajnych współpracowników było, przynajmniej po części, fikcją. Ba, zrobił tak, jak zeznał, by uchronić państwa Gilowskich przed represjami. Agent z ludzką twarzą? Na podstawie zeznań kapitana z Lublina można dojść do wniosku, że „beatopodobnych” podejrzanych pojawi się wkrótce mrowie. Pewne jest, że proces byłej wicepremier udowodni, iż cała armia nieświadomych tajnych współpracowników pracowała na awanse, pensje i premie etatowych pracowników wiadomych służb. Pracownicy tajnych służb PRL-u, jak widać, funkcjonowali na podobieństwo naszej socjalistycznej gospodarki - liczyły się plan, przerób, statystyka i wreszcie wynik, bez względu na to, czy miał oparcie w rzeczywistości, czy nie. Zasłaniający się brakiem pamięci James Bond z Lublina dowodził, że tak naprawdę dobór i werbunek tajnych współpracowników zależał od pomysłowości i wyobraźni oficera prowadzącego.

<!** reklama right>Gdy senatorowie na Wiejskiej próbowali poprawić projekt ustawy lustracyjnej, kapitan Wieczorek, krok po kroku, deprecjonował wartość esbeckich materiałów archiwalnych. Oczywiście nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to tylko część prawdy o mechanizmach funkcjonowania agentury. Obawiam się jednak, iż to, o czym i my wiedzieć powinniśmy, do końca pozostanie słodką tajemnicą Wieczorków i ich przełożonych, którzy w IV RP przeżyją swoje kolejne pięć minut.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski