Przedszkolanka stawia pytanie: „Kogo byś zabrał na bezludną wyspę?”. Dzieci mają odpowiedzieć rysunkiem. Pięcioletni Adaś pochyla się nad kartką. Szkicuje siebie, tatę i... kamienie pod ich wspólny dom. Bez mamy.
<!** Image 2 alt="Image 76781" >- Nie pójdę z tobą, bo ty nas zostawiłaś! - wykrzykuje, gdy matka zabiera go na weekend. Anka zaciska zęby, tłumi łzy i decyduje się na przymus. - Wiem, że straszny będzie tylko piątek - tłumaczy. - W sobotę Adaś się do mnie przytuli, a w niedzielę będzie mówił, że chce ze mną zostać.
Tak jest od półtora roku. We wrześniu 2006 r. sąd postanowił, że do czasu orzeczenia rozwodu Adaś będzie mieszkał z ojcem, bo tam będzie miał lepsze warunki. Końca procesu nie widać, a Anka nie potrafi pogodzić się z oddzieleniem jej od syna. Może go zabierać do siebie co drugi weekend i odwiedzać we wtorki i czwartki od 17.00 do 19.00. Dojeżdża z Bydgoszczy do Solca Kujawskiego, gdzie mieszka syn.
Każdej takiej wizycie przez pół godziny przypatruje się kurator. Anka sama o to prosiła. - Mąż manipuluje dzieckiem, a mnie spotykają
szykany
- twierdzi i tak o nich opowiada. - Ubliża mi, popycha, kopie. Tak, by Adaś nie widział. Kiedy proszę, by przestał, śmieje się szyderczo i pyta Adasia „Czy ty synku coś widziałeś?”.
<!** reklama>Ale nie to ją boli. - Najgorsze jest to, że synek próbuje ojca naśladować. Któregoś dnia zabawiałam Adasia jakąś grą . Przegrał i zareagował agresją. Rzucił we mnie tekturą, kopnął w przełyk. Innym razem, bez powodu zaczął mnie bić pięściami po głowie. Pytam go: „Dlaczego synku to robisz?” A on się śmieje. Tak samo reaguje, gdy widzi, że ja płaczę. Ja nie o siebie się martwię. Myślę, że to mojemu dziecku wyrządzana jest krzywda.
Anka uciekła od męża 2 lata temu. Wzięła trochę osobistych rzeczy, Adasia i zamieszkała u matki. - Byłam ofiarą domowej przemocy. Mąż znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie - podaje powód.
- Ona zmyśla. Nie wiem, dlaczego to robi - broni się jej mąż. Na medialnym rozgłosie mu nie zależy, więc powie krótko: - Ja nie wyobrażam sobie życia bez synka i zrobię wszystko, aby był ze mną.
Przekonuje, że nad żoną się nie znęcał. - Te obdukcje to Anka sobie przez koleżankę załatwiła - sugeruje.
W sądzie wyznał, że tylko raz ją uderzył. W twarz, gdy zakwestionowała jego ojcostwo. Nie wie, dlaczego go opuściła. - Wstała rano i powiedziała, że odchodzi - wspomina poranek sprzed dwóch lat.
Anka dostarczyła sądowi dwie obdukcje. Jedną z listopada 2003 roku. Wtedy do kliniki medycyny ratunkowej szpitala im. Jurasza przywiozło ją pogotowie.
Z karty konsultacji wynika, że pacjentka została pobita. „Uraz głowy. Stłuczenie klatki piersiowej pod prawą łopatką, krwiak na szyi” - napisano w rozpoznaniu. Pod opinią sporządzoną przez biegłego dopisek: „Kwalifikacja prawna obrażeń wyczerpuje
znamiona art. 157 & 2 k.k.
Ten sam paragraf karny wskazuje biegły w kolejnej obdukcji z lipca 2006 r. „Badana podaje, że została pobita przez męża, który szarpał ją, popychał, chwytał za ramiona i je wykręcał. Rozpoznano stłuczenie ramienia lewego z krwiakiem podskórnym”.
- Wywlókł mnie wtedy z łazienki - wspomina Anka. - Chciałam tylko wziąć swój depilator. Mąż stwierdził, że w tym domu już nic do mnie nie należy.
Złożyła wtedy w KP Bydgoszcz - Śródmieście zawiadomienie o groźbach oraz psychicznym i fizycznym znęcaniu się przez męża. Materiały w tej sprawie przesłano do komisariatu policji w Solcu Kujawskim, a tam już we wrześniu 2006 r. dochodzenie umorzono.
Starszy posterunkowy, Karol Osielski, napisał, że zebrany materiał nie potwierdził popełnienia przestępstwa, ściganego z urzędu (art. 190 i 207 k.k), a pokrzywdzona może skarżyć męża prywatnie. I tak ją pouczył: „Przez przestępstwo znęcania się psychicznego i fizycznego należy rozumieć działanie lub zaniechanie, polegające na umyślnym zadawaniu dotkliwych cierpień moralnych, powtarzających się lub jednorazowych, lecz intensywnych i rozciągniętych w czasie. Przy ocenie decyduje obiektywny punkt widzenia, nie zaś osąd pokrzywdzonej”.
- Żeby cierpienie było dotkliwe, a znęcanie intensywne, oprawca winien systematycznie wybijać zęby lub łamać nogi? - zastanawia się Anka. Nie znalazła zrozumienia u soleckich policjantów, a decyzją Urzędu Miasta i Gminy w Solcu Kujawskim została
wymeldowana pod most
Mąż złożył wniosek o jej wymeldowanie, twierdząc, że mieszkanie opuściła dobrowolnie. Zgłosiła sprzeciw. Urzędnicy dostali go na piśmie: „Mąż stosował wobec mnie przemoc, więc ze względu na bezpieczeństwo tymczasowo opuściłam lokal, stanowiący wspólnotę małżeńską. Mąż zabrał mi klucze i wymienił zamki. Sprawy rozwodowa i karna są w toku. Z mieszkania wzięłam jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, zostały nasze wspólne meble i sprzęt. Nie wyrażam zgody na moje wymeldowanie”.
Prosiła, by urząd wstrzymał się z decyzją do momentu, gdy o podziale mieszkania rozstrzygnie sąd. Dołączyła zaświadczenie o tymczasowym zameldowaniu w Bydgoszczy na trzy miesiące. Do listopada 2006 roku. 29 listopada 2006 r., w dniu urodzin Anki, burmistrz wydał decyzję o jej wymeldowaniu z mieszkania w Solcu Kujawskim.
Nie zainteresował się, czy kobieta będzie miała gdzie mieszkać. W uzasadnieniu decyzji znalazł się suchy komentarz: „Obecny stan faktyczny wskazuje jednoznacznie na to, że strona, przeciwko której toczy się postępowanie, opuściła sporny lokal dobrowolnie, faktycznie i trwałe, a jej zameldowanie na pobyt stały to fikcja”.
Nie miała sił walczyć z urzędnikami i mężem, który wprowadził ich w błąd. Dziś wie, że takie celowe działanie (wprowadzanie organu administracyjnego w błąd) też podpada pod karny paragraf.
- Pozbawiając mnie prawa do mieszkania mąż miał argument dla sądu, że to on stworzy dziecku lepsze warunki. I wygrał - ocenia. - Zanim ja zdobyłam i wyremontowałam mieszkanie, on zabrał mi synka. Postanowienie sądu o tymczasowym zamieszkaniu Adasia z ojcem było dla niej szokiem. - Jak to możliwe, skoro w opinii Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego wyraźnie napisano, że „ojciec godzi w dobro dziecka, deprecjonując w jego oczach osobę matki” - Anna pokazuje dokument.
Pedagog, psycholog i psychiatra badający Adasia piszą o zaburzonym poczuciu bezpieczeństwa i agresywności dziecka. Twierdzą, że fakt, iż wychowuje się on w środowisku nastawiającym go przeciw matce, jest sprzeczne z jego dobrem i powinno ulec zmianie. Ale już w tak zwanych wnioskach końcowych sugerują, że Adasiowi potrzebne jest poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, a to „aktualnie w większym stopniu jest w stanie zapewnić ojciec, który ma uregulowany tryb życia i godziny pracy pozwalające na spędzanie czasu z synem. Nie bez znaczenia jest też, że dziecko pozostanie w domu rodzinnym to znaczy w mieszkaniu ojca”.
Sąd do tej sugestii się przychyla. Rodzinny dramat trwa.