Paweł W. twierdzi, że był bity przez czwórkę toruńskich policjantów. Ma wiarygodnych świadków, zdjęcia obrażeń i obdukcję. Policja zaprzecza, a prokuratura umarza śledztwo twierdząc, że brakuje dowodów. Skąd zatem wzięły się straszliwe, podłużne wybroczyny na ciele mężczyzny?
<!** Image 2 align=right alt="Image 134138" sub="To w piwnicznym pomieszczeniu tego właśnie komisariatu - jak twierdzi 27-letni torunianin - działy się koszmarne sceny. Lekarze mówią wprost: - Paweł B. został pobity. Policjanci gwarantują się jednak, że sumienia mają czyste. / Fot. Adam Zakrzewski">Zdjęcia, robione nazajutrz po spotkaniu z policją i przez kolejne dni, by udokumentować rozlewające się siniaki, są wstrząsające. Szczególnie uda i pośladki noszą wyraźne ślady pastwienia się. Nalane krwią ciało przecinają jasne kształty, niezwykle podobne do tych, jakie zostawia policyjna pałka...
Wersja Pawła i rodziców
27-letni Paweł W. cierpi na lżejszą postać schizofrenii. Tamtego wieczoru, 21 kwietnia tego roku, wracając od swojej dziewczyny zatrzymał się w bramie kamienicy. Tam, gdzie mieszka, czyli przy ul. Mickiewicza w Toruniu. U góry czekała matka. Rozmawiał ze znajomymi chłopakami. Było ok. godz. 21, nie spieszył się. - Wcześniej pił piwo. Czuł się dobrze, gdy ode mnie wychodził - wspomina Agnieszka.
<!** reklama>Rozmawiał z nią przez telefon komórkowy, stojąc tyłem do ulicy, gdy poczuł uderzenie w głowę. Jak zeznają dwaj naoczni świadkowie, uderzyli policjanci, którzy wysiedli z radiowozu. Pawła skuto kajdankami i wciągnięto do wozu. Na pewien czas stracił przytomność.
- Jeden z chłopaków przybiegł po mnie. Zbiegłam na dół i spytałam, co się dzieje. Usłyszałam, że zabierają syna na izbę wytrzeźwień. Policjantom wyjaśniłam, że nazywam się Ewa K. i jestem matką, i że syn choruje - relacjonuje mama Pawła. Jest ekonomistką, pracuje w firmie ubezpieczeniowej. Jej mąż to zawodowy kierowca. Są normalną rodziną.
Co było dalej? Zamiast na izbę, policjanci (trzech mężczyzn i kobieta) zawieźli chłopaka do komisariatu Toruń Śródmieście, przy ul. PCK. Tu, w piwnicznym pomieszczeniu, trzymali go ponad godzinę. - Kazali się rozbierać. Przez pewien czas byłem nawet bez slipek. Wyśmiewali się z moich tatuaży. Zarzucali mi, że kłamię; że nazywam się K., a nie W. Bili mnie. Najpierw jedna dwójka, potem druga. Także wspólnie - przekonuje mężczyzna.
Po blisko dwóch godzinach Paweł został wreszcie przewieziony do izby wytrzeźwień. - Po drodze był pytany, czy „będzie o tym opowiadał?”- Zaprzeczył, ze strachu. Powiedział za to, że pewnie jego matka tego nie daruje. I miał rację - dodaje Ewa K.
<!** Image 3 align=left alt="Image 134138" sub="Prokuratura uznała, że obrażenia Pawła W. nie mają związku z policyjną interwencją / Fot.Archiwum">Zanim jej syn trafił do izby (ok. godz. 23), ona już tam dzwoniła, prosząc o informację. Odmówiono jej. Pawła przyjęto do placówki, odnotowywując 0,75 miligrama alkoholu w wydychanym powietrzu (zapis z godz. 23.22). W karcie odnotowano „linijne zaczerwienienia kończyn dolnych”.
Lekarze: stan po pobiciu
- Całą noc szalałam z niepokoju. Próbowałam czegokolwiek dowiedzieć się przez znajomych, mających bliskich wśród policjantów. Bezskutecznie - wspomina matka. - Gdy Paweł wrócił do domu ok. godz. 10, „wsiadłam” na niego. Dostał 500-złotowy mandat za używanie wulgaryzmów. Zamilkłam, kiedy zaczął ściągać ubranie...
Świadkiem tego była koleżanka Ewy K. Natychmiast wezwały też Agnieszkę. Dziewczyna zrobiła pierwsze zdjęcia obrażeń. Następnie matka razem z synem pojechała do przychodni lekarskiej przy ul. Fałata. Tu dyżurny medyk stwierdził, że nie ma pojęcia, co zrobić z obrażeniami o takim charakterze i skierował pacjenta do szpitala.
Na oddział ratunkowy wojewódzkiej lecznicy torunianie dotarli po godz. 14. Doktor Rafał Krzemiński stwierdził i opisał w karcie obrażenia, których charakteru nikt do dziś nie podważa. Zapis zaczyna się od słów: „stan po pobiciu, według relacji pacjenta, przez policję”
- Na 25 kwietnia natomiast, czyli w pierwszym wolnym terminie, umówiłam się z doktorem Wojciechem Muszyńskim - wspomina matka. Efektem tej wizyty jest opinia sądowo-lekarska. Mowa w niej o „stłuczeniu tkanek miękkich czoła, obu barków, klatki piersiowej, ramienia lewego, łokcia prawego, obu pośladków i obu ud”, czyli uszkodzeniu ciała na czas powyżej 7 dni.
Dzień wcześniej, 24 kwietnia, Ewa K. doniosła do prokuratury o przekroczeniu uprawnień przez policjantów. 21 maja Michał Goldyszewicz, asesor Prokuratury Rejonowej Toruń Centrum-Zachód, postanowił odmówić wszczęcia śledztwa.
Policja: był agresywny
Asesor dał wiarę policjantom. A ci oświadczyli, że „krytycznego wieczoru Paweł W., będąc pod wpływem alkoholu, zakłócał porządek publiczny”, zaczepiał przechodniów, używał wulgaryzmów. Nie chciał poddać się procedurze zatrzymania, stawiał opór. Więcej - ubliżał funkcjonariuszom. Dlatego zastosowano wobec niego chwyty obezwładniające i kajdanki. „Z kolei w radiowozie uderzał ciałem o różne elementy. Na komisariacie dokonano sprawdzenia zatrzymanego. Później, podczas przejazdu do izby wytrzeźwień, Paweł W. był cały czas agresywny i oświadczył, że za wszystkie obrażenia i straty materialne (spowodowane przez jego licznych wrogów) obarczy interweniujących funkcjonariuszy”.
Ostatecznie asesor uznał, że działania podjęte przez policjantów były niezbędne, a „stwierdzone obrażenia nie mają związku z podjętą interwencją”.
Prokuratura: a może kij?
Ewa K. wynajęła adwokata. Ten skutecznie zażalił postanowienie prokuratury i śledztwo jednak wszczęto. We wrześniu je umorzono z uwagi na brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa. Tym razem asesor Goldyszewicz uznał, że „charakter obrażeń ciała nie podlega dyskusji”. Problematycznym uznał jednak to, w jakich okolicznościach doszło do tak rozległych urazów.
„Pomimo stwierdzenia przez biegłego medyka sądowego działania z użyciem narzędzia obłego - pałki policyjnej - nie da się wykluczyć, iż był to przedmiot ją imitujący, na przykład kij. Zbliżony czas powstania obrażeń nie przesądza kategorycznie zadania ich przez policjantów podczas interwencji (tym bardziej że zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zostało złożone dopiero po trzech dniach). Pozostałe urazy, np. nadgarstków, są adekwatne do zastosowanych w toku dynamicznego przebiegu zdarzenia środków przymusu bezpośredniego” - pisze asesor.
* * *
- Kto i kiedy zatem pobił mojego syna? - pyta Ewa K. Dla niej to pytanie retoryczne. Adwokat nie zgadza się z decyzją prokuratury o umorzeniu śledztwa. Zaskarżył ją i wnosi o przesłuchanie koleżanki matki, która widziała powrót Pawła do domu, lekarza z przychodni zdrowia oraz medyka ze szpitala wojewódzkiego. Sąd Rejonowy w Toruniu ma rozpatrzyć skargę 27 października.
Warto wiedzieć
Skargi na policjantów
W 2008 r. w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy i podległych jej jednostkach rozpatrzono 1098 skarg, dotyczących postępowania funkcjonariuszy. Za zasadne uznano w województwie tylko 89 skarg (tzw. wskaźnik potwierdzalności na poziomie 8,01 proc.).
Na co skarżymy się najczęściej? Na zasadność i sposób przeprowadzenia interwencji (314 skarg, potwierdzonych 4,8 proc.), na sposób lub terminowość wykonywania czynności dochodzeniowo-śledczych (157 skarg, 7,6 proc.), na bezczynność, opieszałe załatwienie spraw (131 skarg, 13,7 proc.), na zasadność lub wysokość mandatu karnego lub sporządzenie wniosku o ukaranie przez sądy grodzkie (120 skarg, 5 proc).