Od lat był wszędzie tam, gdzie działo się coś ważnego w naszym regionie, związanego ze wsią, rolnictwem, sytuacją chłopów. W tym środowisku znali go wszyscy. Pustkę, powstałą po nagłej śmierci Antoniego Kusia, zapełnić będzie bardzo trudno.
<!** Image 2 align=none alt="Image 196251" sub="19 marca 2012 roku, sala sesyjna Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy. Antoni Kuś właśnie przedstawia postulaty chłopów, które stały się przyczyną rozpoczętego strajku okupacyjnego w budynku UW. FOT. Tymon Markowski">
Jedni z podziwu, inni z przekory albo z ironią nazywali go człowiekiem z żelaza, czasem - rogatą duszą albo buntownikiem z wyboru. Kolejni - prawdziwym chłopem, takim, co żywemu nie przepuści. Bo Antoni Kuś taki był. Niepokorny idealista, wierzący głęboko w prawdę, uczciwość i sprawiedliwość. Zwykle mówił, co myślał. Prosto w oczy, niezależnie od tego, kto był słuchaczem i jakie mogły być tego konsekwencje.<!** reklama>
Jako jeden z niewielu chłopskich liderów z tego pokolenia nie poszedł do polityki. Wolał pozostać na swojej wsi, być sołtysem. Sprawiało mu to najwięcej satysfakcji. Wiedział, gdzie jest jego miejsce, gdzie będzie z niego najwięcej pożytku. Umiejętność dostrzegania tego jest dziś wielką rzadkością, godną najwyższego podziwu. Kuś był taki zawsze.
Nowe kółka
Swoją młodość, która przypadła na lata 70. XX w., wspominał w ten sposób: „Ówczesnej rzeczywistości nie akceptowałem, jak wielu. Nie odpowiadała mi też bierność. Chciałem coś zrobić, czułem że muszę zacząć działać. Poznałem paru ludzi o podobnych poglądach i potrzebie działania. Zakładaliśmy nieformalne kółka rolnicze, nawiązujące do dawnej, przedwojennej tradycji. Spotykaliśmy się grupkami w domach, a kiedy zrobiło się nas więcej, organizowaliśmy potajemnie zebrania. Najczęściej w kościołach. Najpierw w Inowrocławiu, potem, kiedy ruch objął już całe województwo, jeździliśmy do Bydgoszczy”.
Przyszedł sierpień 1980 roku. Kiedy dziennikarz „Expressu” pytał wówczas, jak wspomina tamten czas, Antoni Kuś odpowiedział, że strajk w stoczniach na wybrzeżu przyjął z entuzjazmem i nadzieją. Ale on, jako chłop, musiał przecież najpierw zebrać zboże z pola... Pojechali do stoczni tylko na jeden dzień, aby zawieźć strajkującym żywność.
Dopiero po żniwach chłopi zaczęli się organizować. W nowe kółka.
- Chcieliśmy dostać zgodę na działalność zarówno nowych kółek jako organizacji gospodarczej i powstanie „Solidarności” rolników indywidualnych, związku zawodowego, który miał bronić naszych interesów - mówił Antoni Kuś. - Tylko że „na górze” nikt nie mógł zrozumieć, że miał to być związek inny niż typowo zawodowy, związek reprezentujący zarówno pracodawców, jak i pracowników. Bo to już taka chłopska specjalność, że jest się właścicielem gospodarstwa i jednocześnie w nim pracuje. Nikt nie myśli, że jest ziemskim posiadaczem, kiedy krowy trzeba samemu wydoić, świnie nakarmić i w pole wyjechać ciągnikiem.
Strajk chłopski w marcu 1981 roku w Bydgoszczy był niezwykle ważnym wydarzeniem w życiu Kusia. Przypuszczalnie nawet najważniejszym.
- Żeby dojechać do Inowrocławia autobusem, a stamtąd pociągiem do Bydgoszczy na akcję, która miała być okupacją budynku kółek rolniczych przy dworcu, musiałem wstać o 5 rano. Pożegnałem się z rodziną, mówiąc, że nie wiem, kiedy wrócę. To była najświętsza prawda. Było mi ciężko wyjeżdżać, ale wiedziałem, że muszę to zrobić, że muszę być w Bydgoszczy, bo tam stanie się coś ważnego.
Podczas strajku pełnił jedną z głównych ról. Był świadkiem „od podszewki” wszystkich najbardziej dramatycznych wydarzeń bydgoskiego marca.
Tamte dni, jak mówił, zapamiętał na zawsze. Cieszył się, kiedy w marcu 2008 r. dostał nagrodę w ogólnopolskim konkursie „Bydgoski Marzec 1981 - twój krok ku wolności” za swoje wspomnienia ze strajku, opatrzone tytułem „Pozostał tylko krzyż i chłopska pamięć”.
Pamięć o chłopskim strajku starał się strzec i pielęgnować. Wypominał kolejnym rządom, parlamentom i politykom popełniane błędy. Wytykał błędy chłopskim partiom. I „Solidarności” robotniczej, a także osobiście Janowi Rulewskiemu.
- Boli mnie, kiedy Jan Rulewski zapomina o naszej roli - mówił „Expressowi” w 2008 r. - To nasz strajk wywołał wydarzenia bydgoskie z 19 marca 1981 r. Od niego to wszystko się zaczęło. Tymczasem dziś, kiedy przywołuje się pamięć o tamtych dniach, by promować miasto i jego historię, udział chłopów jest traktowany marginalnie. Kto dziś mówi o wydarzeniach w siedzibie ZSL? Kto wspomina na różnych uroczystościach i rocznicowych spotkaniach ofiarność tych, którzy nas wspierali i pomagali, czym kto mógł?
Brać sprawy w swoje ręce
W swoim Rojewie przeżył trudne lata 80. Tam też doczekał nowej Polski. Wtedy we wsi postawił symbole, upamiętniające ważne dla Polski wydarzenia, jak powstanie wielkopolskie, atak Niemców i ZSRR na Polskę oraz walkę o Polskę niepodległą i demokratyczną w latach 80.
W Rojewie czuł się zawsze najlepiej. Był od wielu kadencji sołtysem i szefem miejscowej OSP. W ostatnich latach odbierał medale, nagrody, odznaczenia. Regionalne i państwowe. Nie satysfakcjonowało go to jednak. Chciał, by Polska była jeszcze lepsza.
Środowisko chłopskie lubiło i ceniło Kusia. Został przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych regionu bydgoskiego. Tu czuł się jak ryba w wodzie.
Nigdy nie zbywał dziennikarzy. Zawsze miał coś ciekawego i ważnego do powiedzenia, walił prosto z mostu.
Ideę brania spraw w swoje ręce Antoni Kuś rozumiał dosłownie. Na wiosnę tego roku niezadowolenie w środowisku rolniczym powiększało się z dnia na dzień. Rolnicy chcieli otrzymać, m.in., dopłaty do materiału siewnego dla tych, których uprawy zostały zniszczone przez mrozy. Kuś natychmiast stanął na czele protestujących. Przyjechali do Bydgoszczy, okupowali od 19 marca gmach Urzędu Wojewódzkiego przez 13 dni. Potem protest zawiesili.
13 czerwca, trzy miesiące później, po południu ulicę Jagiellońską w Bydgoszczy zablokowało około 150 ciągników rolniczych w ramach kolejnego protestu w tej samej sprawie. I tej akcji przewodniczył, oczywiście, Antoni Kuś.
Wtedy też trafił, jak często to miało miejsce w przeszłości, do Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego Rolników. Był na rozmowach w ministerstwie. W październiku miał pojechać do Warszawy na dalsze negocjacje ze stroną rządową w sprawie niepokojącego rolników zamiaru obłożenia ich podatkiem dochodowym, oprócz gruntowego, i dalszego, wymuszanego przez Unię, zmniejszania areału upraw w Polsce, co miało skutkować, według Kusia, znaczącym zmniejszeniem produkcji żywności w Polsce.
Antoni Kuś bardzo przejmował się wszystkim, co działo się dookoła, angażował emocjonalnie. Przed dziesięcioma dniami w Kruszwicy, na oficjalnych wojewódzkich dożynkach z udziałem prymasa Polski Józefa Kowalczyka, chciał w trakcie uroczystości, po wojewodzie, wygłosić swoją ocenę sytuacji polskiej wsi. Organizatorzy nie zgodzili się. Wtedy, jak to on, nie ustąpił. Zorganizował szybko tego samego dnia konkurencyjne dożynki w Bytkowicach pod Koronowem, takie prawdziwie chłopskie w przeciwieństwie do kruszwickich, które nazwał dożynkami urzędników. Drażniło go to, że politycy z różnych opcji „podczepiali się” pod chłopów, ale tak naprawdę - jak sam to mówił - nic dla nich nie robili. 2 września 2012 r. Kuś pojechał, co prawda, do Kruszwicy, ale po mszy św. opuścił uroczystości, udając się do Bytkowic, gdzie z mównicy mógł powiedzieć o wszystkim, co go bolało.
Dłoń na zgodę
Taki właśnie Kuś był. Gdy w 2009 r. w Bydgoszczy program uroczystych obchodów rocznicy wydarzeń marcowych pomijał strajk chłopski, Kuś zorganizował szybko w tym samym czasie własną imprezę, złożenie wieńców pod tablicą na budynku dawnego ZSL-u przy ul. Dworcowej, na którą zaprosił... Jana Rulewskiego i wyciągnął do niego dłoń na zgodę.
Jeśli dokonania życia chciałoby się mierzyć za pomocą liczby zamieszczanych w prasie obwieszczeń po śmierci, to tak wielu nekrologów i wyrazów współczucia, od tak różnych osób i z tak różnorodnych środowisk, jakie dotyczyły Antoniego Kusia, nigdy jeszcze w swoim życiu nie widziałem.
A przecież był tylko sołtysem...