Siostra Tomasza Kokoszyńskiego nie mogła uwierzyć, że jej brat żyje. I że to nie jego rozpoznała jako martwego bezdomnego. Wszystko odbyło się w zgodzie z prawem. Wydanie aktu zgonu też.
Dziesiątego grudnia, na pół rozebrany pustostan u zbiegu ulic Curie-Skłodowskiej i Wyczółkowskiego na bydgoskich Bartodziejach. Policja dostaje zgłoszenie o bezdomnym, który prawdopodobnie nie żyje.
Przypuszczenia się potwierdzają. Brak tętna, pogotowie. Lekarz stwierdza zgon - niewydolność krążeniowo-oddechowa. Przy ciele nie ma dokumentów.
- Na tamtym etapie postępowania przyjęliśmy, że to osoba nieznana. Wszczęliśmy więc zwyczajowa procedurę - mówi Dariusz Bebyn, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz - Północ. - Zleciliśmy przeprowadzenie sekcji zwłok w celu pobrania tzw. profilu DNA, który może służyć do identyfikacji zmarłego w przypadku pojawienia się kogoś z rodziny.
Prokuratura jednocześnie wydała zezwolenie na pochówek.
<!** reklama>
Nie wiadomo, jak policja wpadła na trop rodziny. - Przypuszczam, że jakiś bezdomny wskazał zmarłego jako Tomasza Kokoszyńskiego - mówi Violetta Sadecka, zastępca kierownika Urzędu Stanu Cywilnego w Bydgoszczy.
Policjanci skontaktowali się z rodziną.
- Ciało zmarłego okazano jej trojgu członkom, w tym siostrze - mówi Bebyn. - Wszyscy zidentyfikowali go jednoznacznie, bez cienia wątpliwości.
- Akt zgonu wystawiliśmy na wniosek rodziny, konkretnie - siostry, która na co dzień mieszka w Gorzowie - mówi Sadecka.
Mężczyzna ma się dobrze
Był początek stycznia, kiedy w bydgoskim Schronisku dla Bezdomnych Mężczyzn w Bydgoszczy pojawiły się dwie siostry zmarłego.
- Chciały odebrać jego rzeczy osobiste, przygotowywały się do pogrzebu - mówi Maciej Zabielski, kierownik schroniska. - Oświadczyłem, że to niemożliwe, bo Kokoszyński żyje, przecież rozmawiałem z nim dwie godziny wcześniej!
Rzeczywiście. Uznany za zmarłego bezdomny żyje, pojawił się w schronisku i ma się dobrze.
- Jak długo pracuję, nie pamiętam podobnej sytuacji - mówi Bebyn. - Zastanawialiśmy się nawet nad możliwością wprowadzenia innych procedur w takich przypadkach, ale byłyby one kosztowne. A to raczej, biorąc pod uwagę nieprawdopodobną rzadkość takich zdarzeń, nie jest uzasadnione.
- Jeżeli w tym przypadku można mówić o czyjejkolwiek winie, to rodziny - mówi Zabielski. - To znaczące, że nagle, po tej historii, rodzina zaczęła interesować się bezdomnym...
- Nie ma takiej możliwości, żeby w takim przypadku rodzinie nie okazano ciała - mówi prokurator Bebyn. - Bierzemy pod uwagę wiele rozwiązań tej sprawy: może zmarły był z rodziną bardzo daleko spokrewniony albo niebywale podobny do bezdomnego mężczyzny.
- Pomyłka jest możliwa, prawdę mówiąc, bezdomni są bardzo do siebie podobni - mówi zastępca kierownika USC.
Wreszcie go pochowają
Największy problem ma teraz uznany za zmarłego. Akt zgonu musi zostać sądownie unieważniony. - Taki wniosek już skierowaliśmy do sądu, ale jak długo potrwa jego rozpatrzenie - nie wiemy - informuje Sadecka.
W ubiegłym tygodniu prokuratura ponownie wydała zezwolenie na pochówek zwłok nieznanego bezdomnego z Bartodziejów. Za pogrzeb zapłaci skarb państwa.