Firma zajmująca się utylizacją wywiozła już z gospodarstwa Katarzyny S. w Gościeradzu dwa ciała zdechłych psów i trzy 50-litrowe worki zwierzęcych szczątków.
O tej bulwersującej mieszkańców, stowarzyszenia przyjaciół zwierząt i środowisko weterynaryjne sprawie szeroko pisaliśmy w czwartek.
Wczoraj koronowska policja przesłuchiwała kolejnych świadków i zbierała dalszy materiał dowodowy, zabezpieczając m.in. dokumentację lekarską. Chodzi o wyjaśnienie, czy rzeczywiście, jak twierdzi Katarzyna S., dokonywała ona w oborze swojego gospodarstwa sekcji zwłok padłych zwierząt. Zlecenia na taką właśnie czynność muszą być odnotowane w dokumentach prowadzonej przez nią lecznicy w Bydgoszczy.
Dziś sprawa będzie omawiana w Prokuraturze Rejonowej Bydgoszcz-Północ, gdzie zapadną decyzje co do dalszego toku postępowania. Wyników sekcji szczątków ciał znalezionych w oborze w Gościeradzu, prowadzonej w bydgoskim Zakładzie Higieny Weterynaryjnej, jeszcze nie ma. Wiadomo jedynie, że w co najmniej jednym przypadku zwierzę było chore.
Jaki byłby cel procederu uprawianego przez panią doktor? Właściciele lecznic za 60-70 zł oferują pogrzebanie zwłok zwierzęcych w wyznaczonym miejscu w podbydgoskich Wypaleniskach, bądź ich utylizację w specjalnych zakładach. Wystarczy jednak gromadzić takie zwłoki u siebie, by potem poddać je preparowaniu. Amatorów na preparaty nie brak, m.in. wśród studentów weterynarii.
- Z pewnością jest to sprawa bulwersująca. Z czymś takim nie zetknęliśmy się jeszcze na terenie działania naszej izby - mówi prezes Kujawsko-Pomorskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej, Bartosz Winiecki. - 24 lutego mamy posiedzenie rady izby i wówczas będziemy sprawę analizować. Odpowiedni wniosek zostanie skierowany do okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej.
Niezależnie od postępowania prokuratorskiego, izba może podjąć decyzję o ukaraniu lekarki naganą, bądź odebraniem prawa wykonywania zawodu.