Jak w praktyce działa prawo zamówień publicznych, doskonale widać na przykładzie bitwy o bydgoską spalarnię śmieci. Najpierw przetarg na budowę instalacji wygrali Włosi. No to drugi w kolejce po niebotyczna kasę Mostostal odwołał się i - słusznie - wygrał.
Miejski inwestor, spółka ProNatura, musiał więc wybrać drugiego w kolejce - Mostostal właśnie. Postawiony na świeczniku Mostostal nie mógł czuć się długo bezpiecznie, bo następne w kolejce konsorcjum z głównym udziałowcem PBG także się odwołało.
Firmy, które biją się o prawo do budowy spalarni, to nie jest zbieranina amatorów. To potentaci na rynku, nie tylko polskim i nie tylko europejskim. Zatrudniają armie prawników po to, żeby wygrywały dla nich kontrakty warte 500, 700 i więcej milionów złotych. Dlatego boję się, że to drugie odwołanie może się okazać uzasadnione.
<!** reklama>
Historia z wyborem następnej firmy może się powtórzyć. Nie powtórzy się jedno - cena budowy spalarni. To nie będą te 644 mln zł, na które miasto już musiało dozbierać kasy. Nowa stawka to 789 milionów!
Kiedyś podczas sesji zapytano prezydenta Bruskiego o kompetencje kierownictwa ProNatury, która przeprowadza przetarg. Prezydent się oburzył. Bo od oceniania kompetencji jest rada nadzorcza spółki. A ja w imieniu tych, którzy będą - nie daj Boże - musieli latami spłacać połowę z tych 800 „baniek” na spalarnię przypominam, że jest niemała grupa oceniająca prezydenta miasta. To my. Bydgoszczanie.
