Za każdym razem, gdy muszę pójść na inowrocławski dworzec kolejowy, przechodzi mnie dreszczyk emocji. Bo tyle przygód, ile tam zazwyczaj mam, to chyba nigdzie indziej bym nie mógł przeżyć. Co więcej, osoby odpowiedzialne za stan dworcowego budynku oraz przyległych do niego nieruchomości chyba celowo o nic nie dbają, niczego nie naprawiają ani nie reagują na coraz częstsze głosy krytyki, pewnie dlatego, że chcą, by z tych ich „atrakcji” mogło skorzystać jak najwięcej pasażerów.
<!** Image 1 align=left alt="Image 167968" >„Jazda” na całego zaczyna się już więc u nas od samego wejścia na teren przy dworcu, gdzie wszędzie straszą obskurne budynki, nieczynne kioski, bezdomni zajmujący ławkę pod przystankową wiatą i prywatni taksówkarze kasujący za kurs do centrum 30 i więcej złotych. Do tego dochodzą jeszcze te gigantyczne dziury przed wejściem na dworcowy hol, które wszyscy widzą i które wszystkim przeszkadzają, ale jak dotąd, nie znalazł się nikt, komu by się chciało je zalepić. Na osobną uwagę każdego pasażera żądnego przygód zasługuje zegar. Pamiętam, gdy poprzednio pojawiłem się na dworcu, był jeszcze październik, a on już nie działał. Już wtedy mówiło się, że trzeba go naprawić, że: „Jak to wygląda, żeby w miejscu, gdzie liczy się przede wszystkim czas i punktualność nie było zegara?”. Jak widać jest to możliwe. Być może dlatego, że w przypadku Polskich Kolei Państwowych punktualność to ostatnia rzecz, która się tam liczy, więc na zdrowy rozum - po co tam komu zegar?
<!** Image 2 alt="Image 167969" sub="Wiele atrakcji, jak przed dworcem, czeka na pasażerów również w jego środku. Nie wiadomo, które z nich są większe Fot. Jarosław Hejenkowski">Gdy już pokonamy księżycowe dziury, gdy napatrzymy się na ohydnie brudne i zaniedbane kolejowe budynki, magazyny i ogrodzenia, przy których, zwłaszcza latem, noclegownię robią sobie wszyscy bezdomni z całej okolicy, wchodzimy do wnętrza dworca. I w tym miejscu będzie komplement, bo nasz dworcowy hol przypomina halę odpraw... lotniska. Takie tam echo i pusta przestrzeń. Uroku temu miejscu dodają dwa odrapane z farby kaloryfery i chyba dwie ławki, stojące naprzeciwko kas biletowych. Często, zwłaszcza zimą, zastanawiałem się, po co właściwie te kaloryfery tam są.
<!** reklama>
Ziąb jest tam nie do wytrzymania, a ogrzać przy nich mogą się i tak tylko nieliczni, którzy najwcześniej na dworzec przyszli i miejsce przy żeberkach sobie zajęli. Ale dzisiaj już wiem. Bo i w tym przypadku PKP dba o swoich ukochanych pasażerów. Gdyby w holu zafundowano bowiem wszystkim saunę, a później wsadzono by ich do zimnych i ośnieżonych wagonów, to później wszyscy na grypę by zachorowali i PKP ze zbiorowym pozwem sądowym wyszli za „uszczerbek na zdrowiu”. A tak, to o żadnym szoku termicznym mowy nie ma i sądzić się nie ma o co.
Czekamy na sygnały
- Codzienne dyżury redakcyjne tel. 52-355-16-51, mail: [email protected]