„(...) seminarium stawia wymagania. Tam jest trochę jak w formacji paramilitarnej. Miałem dużo chwil zwątpienia. Często byłem wzywany przez rektora. (...) Miałem wieczne spięcia o elegancki ubiór. Tłumaczono mi, że ludzie tego od księży oczekują. Na początku często słyszałem zarzut, że jestem zeświecczony. Chodziło o to, że za bardzo żyję światem zewnętrznym”.
<!** reklama>
Rozmowa z rapującym księdzem, JAKUBEM BARTCZAKIEM
Klip „Pismo święte” ma na You Tube prawie 700 tysięcy wyświetleń. Myślał ksiądz o tym, jak wykorzystać tę popularność?
Nie mam pomysłów komercyjnych. My, księża, jesteśmy trochę nie z tego świata. To, co na zewnątrz, mniej nas dotyczy. Poszedłem do seminarium nie po to, aby się promować. Chciałem jeszcze mocniej żyć Bogiem. A to, że wyrosłem w środowisku hip-hopowym i mam możliwość głoszenia Chrystusa poprzez muzykę, to jest przy okazji.
Biskup nie był przeciwny?
Nie miałem z tym żadnych problemów. Poza tym, zawsze liczę się z opinią innych. Kiedy nagraliśmy teledysk, do czego zresztą byłem sceptycznie nastawiony, najpierw zapytałem o zdanie moją mamę, potem ministrantów, a przed umieszczeniem materiału w Internecie pojechałem do kurii. Bo ksiądz wypowiadający się publicznie utożsamiany jest z całą wspólnotą Kościoła. Jeżeli jeden z nas coś zrobi, rzutuje to na wszystkich.
<!** Image 2 align=none alt="Image 222592" >
Na jednym z koncertów skacze ksiądz ze sceny w tłum fanów. W sutannie. Szokujący widok.
No, ale dlaczego?
W sutannie takie rzeczy?
Zaraz po obłuczynach miałem takie chwile zastanowienia, że nie wypada na przykład iść w sutannie i pluć na chodnik albo mieć słuchawek na uszach. Faktycznie, są pewne rzeczy, które sprawiają, że na człowieka w sutannie patrzymy inaczej. Bo sutanna oznacza osobę duchowną i Pana Boga. W sutannie staram się na przykład lepiej prowadzić samochód, co w sumie jest głupie (śmiech), bo przecież zawsze powinienem tak samo dobrze jeździć. Ja musiałem do tego wszystkiego dorosnąć. Bo nie chodzi o to, żeby się przyzwyczaić do sutanny, ale o to, aby zakładając ją odnaleźć siebie. Przyznaję, jest mi czasami ciężko, ale nie z powodu sutanny. Mam problem, kiedy muszę założyć eleganckie buty, jakieś mankiety i spinki do tego. Niektórzy księża uważają, że sutanna to strój wyłącznie do kościoła. Ja nie. Mocno walczyłem o to moje kapłaństwo, więc teraz na maksa się nim cieszę.
Z kim ksiądz walczył?
Z sobą walczyłem. Nie byłem nigdy ministrantem, nie należałem do Oazy, moi koledzy z osiedla też nie. Nie byłem pewien, czy jestem w stanie poświęcić dla Pana Boga niektóre moje zachowania i przyzwyczajenia. No i samo seminarium stawia wymagania. Tam jest trochę jak w formacji paramilitarnej. Miałem dużo chwil zwątpienia. Często byłem wzywany przez rektora.
Co było nie tak?
To, że zawsze głośno protestowałem, kiedy mi się coś nie podobało. Musiałem dziesięć razy zapytać „dlaczego”. Jak w każdej formacji, tak i w Kościele istnieją pewne zwyczaje i zasady, które „są, bo są”. Pytasz: dlaczego? Słyszysz: bo tak. Miałem też wieczne spięcia o elegancki ubiór. Tłumaczono mi, że ludzie tego od księży oczekują. Na początku często słyszałem zarzut, że jestem zeświecczony. Chodziło o to, że za bardzo żyję światem zewnętrznym.
Ale te spinki i mankiety to przecież drobiazgi.
W zamkniętych strukturach te drobiazgi urastają do mega poważnych spraw.
Działalność raperska to jest jednak lekki ukłon w stronę tego świata, przed którym w seminarium tak ostrzegano.
Głosimy Chrystusa w warunkach współczesnego świata. Warto to robić w możliwie jak najnowocześniejszy sposób. Ale najważniejsze jest to, że człowiek przychodzi do Kościoła, bo szuka Boga.
A nie po to, by jako ksiądz żyć wygodnie i dorobić się eleganckiej „fury”? Właśnie, a ksiądz czym jeździ?
Jedenastoletnią skodą fabią i mega się cieszę, bo mi się nie psuje za często. A wcześniej miałem renault 19 z popsutym gaźnikiem.
To słabo. Widział ksiądz samochody kolegów?
No wiem. Często widzę, jak moi koledzy biorą samochody na raty, a potem nie mają za co zatankować. To są tacy mali chłopcy, często z biednych rodzin. Miałem kiedyś proboszcza, superczłowiek, umiał się ze wszystkiego cieszyć. Jedno, co mi się w nim nie podobało, to jego mercedes. Ksiądz w mercedesie? Nie pasowało mi to. Inna sprawa, że starego miał tego mercedesa. Cieszył się z niego ogromnie. Długo nie mogłem tego zrozumieć, ale w końcu sobie pomyślałem: „A niech ma”. Pod sutanną też jest człowiek i słabości.
Ale ludzi to drażni. Swoimi potknięciami pokazujecie, że jednak żyjecie tym światem...
Te potknięcia są mega porażką. Zgadzam się. Po prostu my musimy starać się cztery razy bardziej. Nie znajduję usprawiedliwień dla naszych porażek. Gdy poszedłem do seminarium, powiedziano mi: „Pamiętaj Kuba, to jest zobowiązanie, żeby być lepszym człowiekiem”. Kurczę, to jest trudne powołanie.
O czym do księdza piszą młodzi ludzie?
O tym, że utracili relację z Bogiem w wymiarze sakramentalnym. Niektórzy zostali źle potraktowani u siebie w parafii. Wielu nie ma odwagi, żeby porozmawiać z księdzem. Piszą do mnie, bo łatwiej im nawiązać kontakt z kimś, kto na scenie nawijki składa niż z pomnikowym, spiżowym proboszczem. Wszyscy oni tęsknią za Panem Bogiem, to pragnienie jest u nich często większe niż u tych, którzy przychodzą do kościoła z przyzwyczajenia. Ten hip-hop to jest pierwszy kroczek. Ktoś stawia sobie pytanie o wiarę. Potem jest szansa, żeby zrobić drugi krok - wejść w głębię wiary i poznać Chrystusa.
Nie wstąpił ksiądz do seminarium zaraz po maturze...
Przez trzy lata studiowałem stosunki międzynarodowe i teologię świecką, ale byłem takim kolesiem, który chodził do kościoła, później to już nawet co dzień.
Koledzy hiphopowcy nie byli w szoku?
Z początku pewnie myśleli sobie, że i tak zostanę wywalony albo, że po prostu się nie nadaję. Myśl o seminarium pojawiła się po jednej ze spowiedzi. Do decyzji dojrzewałem półtora roku. Mam mocno wierzącą mamę. Zawsze mnie i bratu przypominała, żebyśmy szli w niedzielę do kościoła. Przyznam też, że zawsze lubiłem się modlić. W każdym człowieku wierzącym jest potrzeba, żeby być jeszcze bliżej Boga. Są różne drogi do tej bliskości. Na modlitwie mi wychodziło, że moja droga to bycie księdzem.
Często się słyszy, że dzisiejszy Kościół katolicki to martwa instytucja, w której młodym ludziom trudno zobaczyć Chrystusa.
Wszędzie tam, gdzie jest masowość, pojawia się tandeta przykrywająca to, co wartościowe. Trzeba mocno szukać, żeby coś znaleźć. To tak jak w muzyce. Masowość wpływa na to, że obniża się poziom. Kim są katolicy w naszym kraju? I ilu ich jest? Czy faktycznie 90 proc., a może 10 proc.? Nie będę przesądzał, kto jest prawdziwy, a kto nie. Ale proszę się rozejrzeć. Żyjemy w kraju katolickim, a ilu jest takich ludzi, którzy bez zastanowienia przyjdą nam z pomocą? Kościół to Bóg, ale też prawdziwi katolicy. Myślę, że jest ich mało. Nagonka na Kościół też swoje robi. Rozumiem, że zły ksiądz gorszy katolików, ale dlaczego tak mega atakują ludzie, których z Kościołem nic nie łączy? Nie wierzą w Boga, a najeżdżają na wierzących. Bądźmy szczerzy, to wcale nie dotyka nawet tych księży jeżdżących luksusowymi samochodami. To uderza w zwykłych ludzi chodzących do kościoła. Dlatego mam wielki podziw dla tych, którzy klękają przed Bogiem i modlą się w tak trudnych czasach.
Kościoły pustoszeją...
I bardzo dobrze. To się samo oczyszcza. W latach 80. w pielgrzymkach na Jasną Górę chodziło po kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Dziś idzie mniej pielgrzymów, ale są bardziej świadomi. Idą nie z powodów politycznych, a po to, żeby się spotkać z Panem Bogiem.
Ale czy Kościół nie powinien się też oczyszczać od wewnątrz, przyjmując wezwanie papieża Franciszka do życia w ubóstwie?
Oczywiście. Pan Bóg najbardziej działa tam, gdzie jest ciężko i biednie. Gdy się idzie do ubogich ludzi na kolędę czy niesie im pomoc, to podjeżdżanie wymuskanym samochodzikiem średnio pasuje. A zresztą, co to jest samochód?
Zamiast zrezygnować z drogich samochodów część księży opowiada o ubóstwie ducha.
Powody wyboru stanu kapłańskiego niewynikające z wiary są ludzkim dramatem. Stan obłudy jest zawsze męczący na dłuższą metę. Ale nie chcę nikomu dokopywać. W naszym środowisku jest też bardzo wielu ludzi, którzy chcą służyć Bogu i ludziom. <