Uśmiechnięty, brodaty niczym św. Mikołaj, acz zabiedzony, być może nieumyty od dawna. Zapytał, czy nie zadzwoniłabym do jego dzieci, bo od lat nie ma z nimi bliskiego kontaktu. Podobne prośby ten pan kieruje rzekomo do przechodniów. Ci dzwonią i słyszą od dzieci: „Koniec rozmowy”.
Staruszek opowiada dziwne historie, a jako powód rozdzielenia z rodziną podaje politykę. Pewnie nie jest to prosta i jednoznaczna historia i nie mam zamiaru nikogo osądzać, oceniać. Staruszka widywałam na ulicach - w lepszej formie - lata temu. Kiedyś przyszedł na redakcyjny dyżur. Cały czas żył własną spiskową teorią, wobec której pewnie cała jego rodzina jest bezsilna. Dał mi do swoich bliskich telefon. Zadzwoniłam. Trudna sprawa, trudny życiorys i życiowe wybory, które pociągnęły za sobą fale konsekwencji. Bez względu na wszystko, przykre to...